Japońskie linie lotnicze Japan Airlines (JAL) są fatalnie zadłużone i - jak wszystko wskazuje - bliskie ogłoszenia bankructwa. Czy zdoła je uratować 77-letni Kazuo Inamori, były biznesmen, miliarder, który na prośbę premiera powrócił ze świata buddyzmu, by sprawić, że JAL będzie nadal latał?
Inamori jest w japońskim świecie biznesu postacią wręcz legendarną. W 1959 roku założył firmę technologiczną Kyoto Ceramics - w skrócie Kyocera i uczynił z niej potęgę na skalę światową. W 1984 roku z powodzeniem wszedł na rynek telekomunikacji. Zarobił miliardy, ale też przeznaczał je na wielkie cele - m.in. w 1984 roku ufundował renomowaną Nagrodę Kioto za osiągnięcia w dziedzinie nauki i kultury. Zaczął też dzielić się swą filozofią zarządzania, która nad doraźne zyski przedkłada trwały sukces, tworzący wartości także dla społeczeństwa.
Po odejściu z biznesu Inamori został buddyjskim mnichem. Teraz, na osobistą prośbę premiera Yukio Hatoyamy, staje na czele JAL, by ratować te linie, zadłużone na gigantyczną sumę 1440 miliardów jenów (10,88 miliarda euro).
Nowy szef, który podjął się tego zadania, rezygnując z jakiegokolwiek wynagrodzenia, przyznaje, że w sprawach transportu lotniczego jest zupełnym amatorem.
W środę akcje JAL spadły aż o 81 proc., do zaledwie 7 jenów, w związku z oczekiwaniami, że już w przyszłym tygodniu linie te wystąpią o ochronę przed wierzycielami i przestaną być notowane na giełdzie. Inamori będzie nadzorował program ich restrukturyzacji, opracowany przez ETIC (Enterprise Turnaround Initiative Corp.) - spółkę wyspecjalizowaną w takich przedsięwzięciach. Program ten zakłada m.in. zmniejszenie zatrudnienia o jedną trzecią; obecnie w JAL pracuje 46 tysięcy ludzi.
Inamori wierzy, że konsekwentna realizacja tego programu sanacyjnego umożliwi "reinkarnację" JAL.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.