Cały wszechświat w czterech ścianach

S. Teresa w liceum była „metalówą” i sympatyzowała z anarchistami. Dzisiaj jej życie to modlitwa i praca w ciszy. Mówi, że jest szczęśliwa i że nie ma piękniejszego życia niż w Karmelu.

Różne drogi – jeden cel

Może się wydawać, że kobiety decydujące się na wstąpienie do Karmelu to przygaszone, zamknięte w sobie osoby, które nie potrafią się odnaleźć w realiach współczesnego świata. Nic bardziej mylnego. Są energiczne, dobrze wykształcone, obyte w świecie i niekiedy mają za sobą burzliwą młodość. 


Siostra Teresa w liceum była „metalówą”. Chodziła w ramonesce i słuchała ciężkiej muzyki. Była zbuntowana i sympatyzowała z anarchistami. W liceum ksiądz zapraszał na Dni Młodzieży do Paryża. Było tanio więc pojechała. Na miejscu na konferencje i spotkania chodziła, ale głównie po to, by szlifować francuski. Aż usłyszała, że jeśli człowiek będzie szukał Boga w prawdzie, to On nigdy nie odwróci od niego swojego oblicza. Wtedy po raz pierwszy uświadomiła sobie, że Bóg ją kocha i mimo tego, jaka jest i ile grzechów popełniła, nie odwróci się od niej.

– To był przełomowy moment, płakałam i byłam taka wściekła, że nikt mi tego wcześniej nie powiedział – wspomina s. Teresa, przyznają, że niemały wpływ na nią miała również wspólnota Chemin-Neuf, z którą zaczęła utrzymywać stały kontakt.

– Chciałam do nich wstąpić. Chciałam pracować na misjach i robiłam wszystko, żeby się tam dostać. Ale wciąż coś się nie składało. W końcu zrozumiałam, że Pan Bóg wzywa mnie bardzo konkretnie, zrozumiałam, że chcę radykalnie oddać się Jezusowi. Rodzice przeżyli to bardzo, zwłaszcza, że od decyzji do jej realizacji upłynęło niewiele czasu. Nie mogli uwierzyć, że ich nie oszukiwałam, że tego nie ukrywałam, że naprawdę nie wiedziałam o tym wcześniej. Myśleli, że to mój kolejny kaprys, że mi przejdzie, ale nie przeszło. Dla rodziców to zawsze jest trudne, że już się do domu nie wróci, że nie ma możliwości przyjazdu, że się córka nie zaopiekuje, że nie będzie wnuków. To rozdzierające dla obu stron – my mamy powołanie i to rozumiemy, ale dla rodziców to niezrozumiałe, jak się można zamknąć za kratami i jeszcze mówić, że się kocha Boga. Nie da się tego wytłumaczyć – mówi s. Teresa.

Siostra Joanna urodziła się bardzo chora. Lekarze nie dawali nadziei, rodzice przez wstawiennictwo Maryi prosili Boga o zdrowie dla pierworodnej córki, na którą tak długo czekali. Po chrzcie nastąpiła znaczna poprawa, której medycznie nie dało się wytłumaczyć.

– Ludzie nie zdają sobie często sprawy, jak ważne są takie modlitwy zawierzenia, oddania, jakie one przynoszą owoce. Żyję i to żyję w zakonie maryjnym. Gdy wyzdrowiałam rodzice nie chcieli wpływać na moje decyzje odnośnie powołania i tego, co będę robić. Dlatego opowiadali mi o mojej chorobie bardzo ogólnie. Dopiero będąc w zakonie dowiedziałam się, jak było naprawdę. Wówczas dostrzegłam i zrozumiałam, jak Maryja w moim życiu była obecna, jak Jej opieka mnie strzegła, jak przeprowadzała mnie przez burzliwe sytuacje i wydarzenia, doprowadzając do odkrycia Boga Żywego – opowiada s. Joanna.

Siostra Joanna była bardzo blisko związana z Kościołem. Religijność wyniosła z domu. Potem był ruch Światło Życie, gdzie jak mówi, spotkała Jezusa konkretnie, w Słowie.

– To mnie też bardzo pociąga w Karmelu, żeby dzień i noc rozważać Boga w Jego słowie. Jak mówi nasza reguła Słowo zawsze oczyszcza i zbawia. Zmienia nasze myślenie i serce, choć czasem to słowo jest takie, że się czyta nic nie rozumiejąc. Pozostaje wówczas czytać i wierzyć, że to właśnie zbawia świat. I choć samemu niewiele się pojmuje, to warto to robić, bo diabły wiedzą, że ty robisz rzecz świętą i drżą. I właśnie o to tu chodzi, a nie o mistyczne uniesienia – śmieje się s. Joanna. – Kiedyś miałam wielki zapał misyjny. W miarę upływu lat nabierałam jednak przekonania, że choćbym była nie wiem, jaką erudytką, to ten drugi człowiek może mnie nie usłyszeć, moje słowa mogą go nie dotknąć, jeśli Bóg nie da mu łaski. Wtedy dotarło do mnie, że najważniejsze to modlić się o łaskę dla ludzi i taka jest właśnie misja Karmelu – modlić się za księży, za tych, którzy głoszą, żeby ich słowa padały na podatny grunt.

– Zdaję sobie sprawę, że nasze życie w jakimś stopniu promieniuje na zewnątrz, jednak najważniejszą rzeczą jest, czy ja kocham moje siostry? Bo co z tego, że będę deklarowała miłość do dzieci w Afryce, a dla sióstr będę nie do zniesienia. Modlitwa, jej autentyczność sprawdza się w życiu codziennym właśnie we wrażliwości na potrzeby tego człowieka, którego mam obok, w usłyszeniu siostry, w przyjściu jej z pomocą, chociaż samemu brak siły, w dobrym myśleniu o innym – mówi s. Joanna.

Siostry przyznają, że na pierwotnym zapale daleko się nie zajedzie. To musi być konkretny, codzienny wysiłek.

Siostra Joanna: „Jestem w Karmelu od 15 lat. Z każdym rokiem coraz bardziej czuję ciężar rzeczywistości. Jesteśmy jak świece. Doświadczamy tego, że się spalamy, że tracimy życie."

Siostra Teresa: „Doświadczamy też mocy Bożej. I to nasze życie jest szczęśliwe i nie ma piękniejszego."

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
10°C Piątek
wieczór
8°C Sobota
noc
5°C Sobota
rano
7°C Sobota
dzień
wiecej »