Ludzie wierzący, katolicy, są aż, ale też tylko ludźmi. I czasami bardzo potrzebują jakiegoś zaświadczenia. Tak zwyczajnie. Po ludzku.
Jeżeli dwaj włoscy historycy mogą robić sensację i wywoływać globalną dyskusję, przedstawiając jako własne odkrycie naukowe dawno znane dokumenty na temat Piusa XII, to dlaczego jedna z polskich gazet nie miałaby nadmuchiwać tematu i wzywać do ogólnonarodowej debaty wokół czegoś, co od lat już w Kościele funkcjonuje i nikomu nie przeszkadza?
Wtorkowa (2 lutego 2009) „Gazeta Wyborcza” w kwestiach związanych z Kościołem katolickim poruszyła dwa tematy. W skali międzynarodowej zamieściła „Nowe relacje przeciw Piusowi XII”. W skali krajowej zajęła się „Katechezą na indeksie”.
GW donosi o dwóch dokumentach, które „historycy odnaleźli niedawno w londyńskich archiwach”, mających świadczyć przeciwko Piusowi XII w kwestii jego milczenia na temat holocaustu. W tekście dość szczegółowo zrelacjonowana została treść telegramu przedstawiciela USA Harolda Tittmana, który opowiada o rozmowie Amerykanina z Piusem XII jesienią 1943 r. tuż po łapance, w której pojmano ponad tysiąc rzymskich Żydów, których wywieziono później do Auschwitz oraz notatki brytyjskiego ambasadora Francisa D’Arcy Osborne’a z 1944 r. mówiącej o tym, jak Brytyjczyk próbował skłonić Piusa XII, aby publicznie wystąpił w obronie węgierskich Żydów, których wówczas masowo wywożono do Auschwitz. Zabrakło jednak informacji, którą wczoraj (1 lutego 2009) na swoim blogu przypomniał Andrea Tornielli, znany włoski watykanista, pisarz i dziennikarz katolicki. A jest ona niebagatelna, ponieważ pokazuje, że rzekome „niedawne odkrycie” dwóch włoskich historyków, to tzw. odgrzewane kotlety i robienie sensacji na siłę. Tornielli przypomina, że obydwa dokumenty są znane od co najmniej 45 lat oraz dokładnie wskazuje kiedy i gdzie zostały opublikowane w roku… 1964. Dlaczego tak ważna wiadomość nie znalazła się w artykule opublikowanym przez polski dziennik o dużym nakładzie?
To w sferze globalnej. A w krajowej? GW zamieściła spory artykuł na temat wprowadzanych właśnie w życie w archidiecezji gdańskiej „Indeksów katechizacji”. „Indeks jest wewnętrznym dokumentem kościelnym, potwierdzającym uczestnictwo w szkolnym nauczaniu religii. Stanowi świadectwo świadomego wyboru nauki religii przez rodziców i ucznia. Każdy uczeń - posiadacz indeksu - będzie się nim legitymował wobec władz kościelnych w ramach czynności duszpasterskich, wymagających poświadczenia udziału w katechizacji szkolnej. Chodzi zwłaszcza o przygotowanie do przyjęcia sakramentów i sytuację ubiegania się o funkcję rodzica chrzestnego. Książeczka indeksu rozprowadzana jest za pośrednictwem parafii” - wyjaśnił metropolita gdański abp Sławoj Leszek Głódź w liście odczytanym we wszystkich kościołach archidiecezji. „Pomysł nie jest nowatorski, ale i tak budzi kontrowersje” - informuje już w pierwszych zdaniach tekstu GW.
No i najpierw sporo się dowiadujemy o tych kontrowersjach, które „Indeksy” budzą wśród anonimowych „młodych kapłanów z Pomorza”, a dopiero pod koniec tekstu okazuje się, że „"Indeksy katechizacji" obowiązują od kilku lat w archidiecezji warszawskiej i krakowskiej, a także diecezji sosnowieckiej. Pomysł wzorowany jest na "paszportach" z Kościołów w państwach Zachodu, gdzie odnotowuje się informacje o udzielonych sakramentach”. Dlaczego dopiero teraz, gdy wprowadzaj je kolejna diecezja, okazują się na tyle kontrowersyjne, że trzeba je nagłaśniać na całą Polskę i obdarzać komentarzem, według którego „Kościół zwiera szeregi i próbuje wszystkimi możliwymi sposobami zatrzymać tych, których można jeszcze poddać jakiejś kontroli, czyli młodzież szkolną”?
Nie cierpię wszelkich zaświadczeń, formularzy, kwitków, potwierdzeń itd. A jednak grzecznie podpisuję dzieciom w zeszytach i na specjalnych kartonikach, że przystąpiły do comiesięcznej spowiedzi. A kiedy jako młody ksiądz katechizowałem, wymagałem od swoich uczniów prowadzenia zeszytów, które co jakiś czas sprawdzałem, chociaż sam jako uczeń z niejednego przedmiotu za brak zeszytu oberwałem dwóję. Mało tego, nie mam oporów przed podpisywaniem narzeczonym potwierdzenia, iż przystąpili do spowiedzi przedślubnej. A gdy chodzę po kolędzie, starannie zaznaczam, kto mnie przyjął, a kto nie.
Dlaczego ja, osobisty i zaprzysiężony wróg biurokracji oraz formalizmu w Kościele akceptuję te, jak je nazwali anonimowi duchowni z Pomorza, „urzędnicze pomysły na skuteczne głoszenie Ewangelii”. Czyżbym nie wiedział, że Chrystus nie rozdawał żadnych legitymacji przy okazji Kazania na Górze? Że uczeń ma widzieć w księdzu nie pana od „indeksów”, ale przyjaciela, który pomaga zrozumieć trudności wiary i świata? Że biurokratyczne metody nie zastąpią pracy duszpasterskiej, a prawda jest taka, że polski Kościół ma coraz gorsze kontakty z młodzieżą i ją traci w błyskawicznym tempie? Nie tylko zresztą z młodzieżą, bo coraz częściej się zdarza, że w wielkim bloku mieszkalnym kolędę przyjmuje tylko kilka rodzin?
Ależ wiem to wszystko doskonale. Ale wiem też, ilu ludzi wyspowiadałem po wielu, wielu latach nieprzystępowania do spowiedzi tylko dlatego, że dostali w kancelarii jakąś tam karteczkę. I wiem, że sam nieraz potrzebuję jakiegoś dodatkowego, całkowicie przyziemnego bodźca przypominającego o spełnieniu takiego czy innego obowiązku. Wiem też, że nawet księża otrzymują zaświadczenia na przykład o tym, że wzięli udział w rekolekcjach kapłańskich albo w jakimś wewnątrzkościelnym szkoleniu.
Ludzie wierzący, katolicy, są aż, ale też tylko ludźmi. I czasami bardzo potrzebują jakiegoś zaświadczenia. Tak zwyczajnie. Po ludzku.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.