Wymiana prawie całej kadry w sądach - to według przewodniczącego Krajowej Rady Sądownictwa Stanisława Dąbrowskiego największy dorobek rady w jej 20-leciu. W wywiadzie dla PAP przestrzega przed zagrożeniami dla wymiaru sprawiedliwości i "sędziami z wyrobu".
PAP: Mija właśnie 20 lat od pierwszego posiedzenia Krajowej Rady Sądownictwa, organu powołanego w wyniku porozumień Okrągłego Stołu, do stania na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów. Czemu dostrzeżono potrzebę jej utworzenia?
Stanisław Dąbrowski: Idea powstania takiej rady narodziła się jeszcze za czasów pierwszej Solidarności, w Centrum Inicjatyw Ustawodawczych NSZZ "S". Niezależność sądów i niezawisłość sędziów była właściwie sprawą numer jeden, jeśli chodzi o wymiar sprawiedliwości. W okresie PRL nie ulegało wątpliwości, że niezawisłość sędziowska była nie tylko zagrożona, ale wręcz częstokroć łamana - w różny zresztą sposób. Niewątpliwie sam sposób powołania sędziów nie był wtedy najlepszy - sędziów powoływała formalnie Rada Państwa na wniosek ministra sprawiedliwości. W rzeczywistości, znaczny głos miały odpowiednie komitety PZPR, które musiały akceptować kandydatów. Jeśli chodzi o Sąd Najwyższy, to na wszelki wypadek powoływano go na okres 4-letniej kadencji i wypowiadał się na ten temat Komitet Centralny PZPR. Zdarzały się przypadki, że ze względów politycznych na następne czterolecie pewnych sędziów nie powoływano.
PAP: Wiele było takich sytuacji?
Dąbrowski: Nie musiało być ich dużo. Te kilka miało oddziaływać "wychowawczo" na innych sędziów. Jeśli chodzi o sędziów niższych szczebli, to zatwierdzały ich komitety wojewódzkie i miejskie partii. Twórcom idei w 1981 r. chodziło o wyjęcie tych nominacji z rąk aparatu partyjnego. Ideą było, aby rada sądownictwa zajmowała się awansami i powoływaniem kandydatów na sędziów - na konieczną niezawisłość sędziów wskazywano jeszcze na pamiętnym zjeździe Solidarności w hali Olivii w Gdańsku. Po stanie wojennym oczywiście wszystko zostało przerwane aż do obrad Okrągłego Stołu, gdy uzgodniono powstanie KRS i zgodzono się, że to ona będzie przedstawiała kandydatów na sędziów. Potem wszystko poszło błyskawicznie, bo już w kwietniu 1989 r. uchwalono zmianę w konstytucji i wprowadzono do niej KRS, a Sejm kontraktowy w grudniu 1989 r. przyjął ustawę o Radzie, zaś 23 lutego 1990 r. odbyło się pierwsze, historyczne posiedzenie KRS, na którym wybrano nieżyjącego już sędziego Stanisława Zimocha z Sądu Apelacyjnego w Krakowie na pierwszego jej przewodniczącego. 20 lat to taki okres, że człowiek już uzyskuje pełnoletniość.
PAP: Jaki jest dorobek rady po tych 20 latach?
Dąbrowski: Wymiana prawie całej kadry sędziowskiej. Dziś jej zdecydowana większość pochodzi z nominacji Rady. W Sądzie Najwyższym orzeka jeszcze większość sędziów, która tak jak ja zaczynała swoją karierę jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku. W sądach apelacyjnych jest ich pewna ilość, ale gdy chodzi o sądy rejonowe i okręgowe - czyli te podstawowe - ton nadaje tam pokolenie wprowadzone do sądów przez KRS.
PAP: Czy decyzje kadrowe były dobre?
Dąbrowski: O sądach mówi się różnie, ale gdy w zeszłym roku robiliśmy badania socjologiczne na temat poziomu zaufania do sądów, okazało się, że chyba nie jest tak źle, jak nieraz się przypuszcza. Zdecydowana większość respondentów dawała sędziom oceny najwyższe. Co ciekawe - zwłaszcza ci, którzy mieli kontakt z sądami. Okazuje się, że w losowo dobranej próbie respondentów taki kontakt miało zaledwie 30 proc. badanych, a więc opinie 70 procent biorą się z tego, co przeczytają, czy zobaczą w telewizji. Jest zrozumiałe, że dziennikarze mają skłonność do formułowania krytycznych ocen, bo jeśli wszystko jest w porządku, to właściwie o czym tu pisać? To naturalne, że naświetla się przypadki mające charakter ekscesów, ale stąd ten przekaz jest bardziej krytyczny i rzutuje na opinię społeczną. Tak zawsze było i pewnie zawsze będzie.
Gdyby porównać kondycję sędziów i kondycję prokuratorów - gdzie krajowej rady prokuratorów nie ma (dopiero będzie powołana) i tamtejsze decyzje kadrowe uchodzą za znacznie bardziej upolityczniane, to myślę, że choćby na podstawie takiego porównania można powiedzieć, że KRS była potrzebna i jednak te 20 lat spowodowało, że kadry sędziowskie są generalnie rzecz biorąc dobre.
PAP: Pana zdaniem KRS ma wystarczające instrumenty, by dbać o niezależność sądów i niezawisłość sędziów?
Dąbrowski: Możliwościami Rada dysponuje skromnymi. Oczywiście ma monopol na przedstawianie Prezydentowi RP kandydatów na sędziów wszystkich szczebli, może zaskarżać do Trybunału Konstytucyjnego akty normatywne zagrażające niezależności sądów i niezawisłości sędziów, ma też kompetencje do opiniowania projektów przepisów dotyczących sądownictwa, ma też pewne uprawnienia dyscyplinarne - zaskarżania wyroków sędziowskich sądów dyscyplinarnych. To nie są oszałamiające uprawnienia. Nie mamy możliwości administrowania sądami - a mogą to robić niektóre europejskie rady sądownictwa. Wśród 27 państw-członków UE jest 18 rad sądownictwa o różnych kompetencjach. W Niemczech i Austrii w ogóle nie ma rad. Na Węgrzech do kompetencji rady sądownictwa należy pełna administracja sądami. Myślę, że pełna administracja może byłaby przesadą, ale niektóre uprawnienia by się przydały, bo niezależnie od poziomu sędziów jest jeszcze kwestia sprawności postępowań, która niekoniecznie zależy tylko od poziomu intelektualnego i moralnego sędziów, lecz także od organizacji pracy, czy rozłożenia nakładów na sądy. Z tym jest gorzej, bo na te kwestie Rada nie ma żadnego wpływu - jest to w gestii ministerstwa sprawiedliwości. W ciągu 20 lat było 20 ministrów, koncepcje zmieniały się bardzo szybko. A liczba spraw ciągle rośnie - z dwóch milionów w 1989 r. do ponad 12 milionów w roku ubiegłym. Sześciokrotny przyrost. Właściwie w każdym roku sądom dokłada się pewną liczbę spraw. Być może to za dużo, choć jest to pewnie wyraz zaufania do sądów jako tych organów, które lepiej niż inne te sprawy rozstrzygają, choć czasami jest w tym pewna przesada. Tym bardziej ważny jest właściwy terytorialny rozdział spraw, aby jedne sądy nie były nadmiernie obciążone, a inne spraw miałyby za mało. Myślę, że Rada mogłaby tu mieć pewne kompetencje, np. w sprawie delegowania sędziów, czy określanie liczby etatów w sądach - co pozostaje w gestii ministerstwa.
Dużo się ostatnio mówi o konieczności wprowadzenia okresowych ocen sędziów. Myślę, że co do zasady to nie jest zły pomysł, tyle, że nie powinno się do tego budować jakiegoś monstrualnego aparatu, żeby setki sędziów nie musiały się zajmować ocenianiem kolegów. Może to zadanie dla Krajowej Rady Sądownictwa? Bo jeśli będzie w gestii ministerstwa, to może się pojawić poważne niebezpieczeństwo zarzutów, że pod pozorem tych ocen na sędziów wywiera się naciski co do sposobów orzekania.
PAP: Może nadzór administracyjny nad sądami to zadanie dla KRS?
Dąbrowski: Od 2004 r. mamy ciekawy precedens związany z sądami administracyjnymi, gdy utworzono Wojewódzkie Sądy Administracyjne, a nadzór nad nimi powierzono prezesowi Naczelnego Sądu Administracyjnego. Początkowo był nawet pomysł, by nadzór nad tymi sądami przekazać Ministrowi Spraw Wewnętrznych i Administracji, ale zorientowano się, że może to mieć wydźwięk wręcz satyryczny - gdy sąd orzekałby np. w sprawach dotyczących państwa, a będzie podlegał ministrowi. Przyjęty model doskonale zdaje egzamin. Gdy chodzi o WSA, nie słyszy się o poważnych zastrzeżeniach dotyczących nawet sprawności postępowania. Można by przebudować nasz system nadzoru nad sądownictwem i wyjąć go z rąk ministra sprawiedliwości, przekazując Pierwszemu Prezesowi SN, dając zarazem pewne uprawnienia KRS i pozostawiając ich część ministrowi.
Z dala od tłumów oblegających najbardziej znane zabytki i miejsca.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.