Nawrócenie nie polega przypudrowaniu zła, ale na zmianie drogi, zmianie sposobu myślenia.
Fala krytyki, jaka spadła na Kościół w związku z ujawnieniem skandali seksualnych wśród niektórych, także wysoko postawionych duchownych, nie cichnie. I pewnie długo jeszcze nie ucichnie, bo przecież jest się czym oburzać. W kontekście tych, którzy mieli tuszować takie sprawy gwoli sprawiedliwości warto pamiętać o nieco odmiennych od dzisiejszych uwarunkowaniach społecznych i prawnych ich postępowania, ale generalnie nie ma czego bronić. Kościół, chyba jako pierwsza lub jedna z pierwszych instytucji zaczyna wprowadzać mechanizmy, które pomogą zapobiec takim wydarzeniom w przyszłości (o ostatnich krokach w tej sprawie można przeczytać TUTAJ, więcej, także o działaniach polskiego episkopatu można przeczytać TUTAJ). Pojawia się też sporo głosów, które pokazując niektóre przyczyny tego zła dają też konkretne propozycje dotyczące tego, jak po ujawnionych skandalach powinno zmienić się nasze widzenie Kościoła. (Zobacz np. TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ czy TUTAJ). I wydaje mi się, że odpowiedź na to ostatnie pytanie jest z perspektywy wiary najważniejsza.
Zżymam się, gdy słyszę czasem, że oto nadeszły trudne dni dla Kościoła. Coś na pewno w tym jest, ale to trochę jak z grzeszeniem i spowiedzią. Smucić się trzeba, gdy człowiek grzeszy i nic sobie z grzechu nie robi. To chwila naprawdę trudna. Gdy skruszony idzie do spowiedzi – no, może i najbardziej wtedy boli, ale można się już cieszyć, że wszystko zmierza ku dobremu. Bo grzech, jeśli za grzech jest uznany i jak grzech traktowany, nie jest najgorszy. Znacznie gorzej, gdy tkwi się w grzechu, w grzesznych układach. I zła tej sytuacji już się nie dostrzega.
Historia dostarcza wielu przykładów, gdy lekceważenie poważnego zła prowadziło do nieszczęść. Ot, gdy niezauważanie grzechu niesprawiedliwości społecznej owocowało rewolucjami. Myślę, że i dziś powinniśmy się przyjrzeć naszemu chrześcijańskiemu życiu i zadać sobie pytanie, czy nie ma w nim lekceważenia jakiegoś poważnego zła; głoszenia jednego, a w praktyce przymykania oko na drugie. By w przyszłości znów nie musieć się wstydzić.
Dostrzegam parę takich zjawisk. Na przykład fakt wykorzystywania zajmowanego stanowiska – w administracji, państwowych firmach – dla nieuczciwego bogacenia się. To będą wszelkie formy łapówek, wymuszania haraczy za załatwione zlecenie itd. No wiem, Kościół takie zachowanie zdecydowanie potępia. I co z tego, jeśli ten czy ów, wśród wtajemniczonych znany z kultu, jakim darzy bożka Mamonę, podczas kościelnych uroczystości zasiada w pierwszych rzędach i jest przyjmowany z honorami także na kościelnych salonach? Jasne, skąd niby ma być wiadomo, że ktoś jest nieuczciwy, skoro nic na ten temat nie wie i prokuratura i policja i CBA. Ale może warto by jednak generalnie unikać takiego wyróżniania w Kościele ludzi wysoko postawionych? Bo, niestety, ich grzechy łatwo takim wypadku idą na konto rzekomo za odpowiednią opłatą przymykającego oko na zło Kościoła. Nie mówiąc już o tym, że św. Jakub wyraźnie takie dzielenie wiernych na lepszych i gorszych potępia...
Tak, mają rację ci, którzy w kontekście ostatnich skandali przypominają, że w Kościele mniej powinno być troski i fasady i gzymsy, a więcej wiary, modlitwy i życia Ewangelią. To doba droga.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.