Problemy duszpasterskie Kościoła na Pomorzu Zachodnim wynikają z jego historii oraz sytuacji społecznej i gospodarczej. Trzeba zrozumieć duchową tożsamość tych ziem, aby miejscowe diecezje współpracowały ze sobą skuteczniej – mówi metropolita szczecińsko-kamieński abp Andrzej Dzięga.
KAI: Na czym polega ten problem?
- Chodzi o swego rodzaju opóźnienie w podejmowanych na rzecz rozwoju tej ziemi działaniach. Pierwsze pokolenie powojenne nie miało wystarczającego, instytucjonalnego wsparcia w zagospodarowywaniu tych ziem, jak gdyby same władze państwowe nie wierzyły, że ta ziemia jest polska. Kościół natomiast przyjął ją od początku jako własne zadanie do wykonania, tak samo zresztą było przecież i na Śląsku. Skoro polskości tych ziem nie podkreślały władze, musieli to robić biskupi.
Poza tym przez ostatnie dwa pokolenia była tu prowadzona gospodarka rabunkowa. Proszę sobie wyobrazić, że dziesiątki niezniszczonych świątyń, w których jeszcze krótko po wojnie odprawiano Msze św., w latach 50. zamykano i rozbierano, a materiały budowlane przewożono do Polski centralnej, m.in. do odbudowy Warszawy. Ziemie te traktowano więc jak źródło surowców do wykorzystania. Pytanie pozostaje, czy konieczne było to dodatkowe, powojenne niszczenie dobrze funkcjonującej infrastruktury? Z innej strony, przejęte obiekty poniemieckie, z braku środków albo z braku decyzji nie były przez szereg lat modernizowane, co sprawiło, że ich stan jest dzisiaj proporcjonalnie gorszy.
Uważam, że Polska jest tej ziemi winna swego rodzaju „plan Marshalla”, wielką państwową pomoc. Ta ziemia, ze względu na położenie geograficzne pomiędzy wschodem, zachodem i północą Europy jest wielką polską szansą, ale musi otrzymać konkretne wsparcie, gdyż sama sobie nie poradzi. W tej chwili jest w wielu sprawach pozostawiona sama sobie. Stocznia Szczecińska jest tego najbardziej wymownym przykładem: Warszawa się jej losem praktycznie nie interesuje, dążąc przede wszystkim do sprzedaży pozostałego po stoczni majątku, choć inne kraje doskonale sobie z takimi sytuacjami poradziły, nie pozostawiając tego problemu tylko lokalnemu samorządowi.
KAI: Czy sytuacja społeczna wpływa na poziom życia religijnego na tych ziemiach?
- Dostrzegam negatywne i, paradoksalnie, także pozytywne aspekty tego problemu. Chodzi m.in. o poziom frekwencji uczestników niedzielnej Mszy św., która jest jedną z najniższych w kraju. Jednocześnie widzę tu wielkie duszpasterskie zaangażowanie księży. Mamy 70-letnich kapłanów, którzy muszą w naszej diecezji odprawiać co niedzielę Mszę św. w trzech, czterech kościołach, ale z konieczności odprawiają tylko jedną w każdej świątyni. Są też parafie np. z dwoma kościołami, w których odprawiane są co najmniej dwie Msze w każdym kościele, przez co parafianie mają wybór godziny Mszy św. W tych parafiach frekwencja dochodzi do 30-35 proc. Mała liczba księży ma więc wpływ na życie sakramentalne wiernych, co z kolei rzutuje na poziom życia religijnego zarówno rodzin, jak i całych miejscowości.
Należy pamiętać, że na te ziemie po wojnie jako przesiedleńcy przybywali całymi wiejskimi wspólnotami ludzie głębokiej wiary. Ale przybywali tu także swego rodzaju twardzi pionierzy, często obyczajowi kontestatorzy, poszukujący nowych wyzwań, którzy – generalnie pozostając ludźmi wierzącymi – jak to się mówi, Panu Bogu się nie narzucają. Takich przedsiębiorczych indywidualistów należy inaczej pozyskiwać. W konsekwencji frekwencja na niedzielnych Mszach, w których uczestnictwo w innych częściach kraju jest wyrazem przywiązania do tradycji, tutaj jest niższa. Jednak ci, którzy już przychodzą do kościoła, to wierni bardzo zdeklarowani. Śmiem więc twierdzić, że jakość życia religijnego wiernych uczestniczących w życiu Kościoła jest tu może nawet większa niż statystyczna jakość uczestników Mszy św. w innych regionach. Oczywiście nie zwalnia to od duszpasterskiej troski o tych, których w Kościele wciąż nie ma, choć zostali ochrzczeni.
Seria takich rakiet ma mieć moc uderzeniow zblliżoną do pocisków jądrowych.
Przewodniczący partii Razem Adrian Zandberg o dodatkowej handlowej niedzieli w grudniu.
Załoga chińskiego statku Yi Peng 3 podejrzana jest o celowe przecięcie kabli telekomunikacyjnych.
40-dniowy post, zwany filipowym, jest dłuższy od adwentu u katolików.