Posłowie przyjęli w środę poprawki Senatu do ustawy, która zwiększa udział kobiet startujących w wyborach przez wprowadzenie 35-procentowych kwot na listach wyborczych. Ustawa trafi teraz do podpisu przez prezydenta.
Senat zaproponował do ustawy dwie poprawki: jedną o charakterze redakcyjnym, drugą doprecyzowującą, że w przypadku zgłoszenia listy zawierającej trzech kandydatów, musi być na niej co najmniej jedna kobieta lub co najmniej jeden mężczyzna. Jak argumentowali senatorowie, na liście trzyosobowej kwota 35-procentowa nie może być zachowana, ponieważ jeden kandydat to 33,3 proc. listy.
W myśl zmian w ordynacji wyborczej do Sejmu, Parlamentu Europejskiego oraz rad gmin, powiatów i sejmików wojewódzkich, żeby lista wyborcza została zarejestrowana, musi być na niej nie mniej niż 35 proc. kobiet i nie mniej niż 35 proc. mężczyzn. W przypadku wycofania się kandydata już po zarejestrowaniu listy, nie straci ona ważności, choć 35-procentowa kwota nie zostanie zachowana.
Przepisy dotyczące kwot na listach wprowadzono także do kodeksu wyborczego, który Sejm uchwalił na początku grudnia.
Ustawa nie obejmuje wyborów do Senatu i do rad gmin do 20 tys. mieszkańców, gdzie odbywają się wybory większościowe. Projekt ustawy - pierwotnie wprowadzającej parytety, czyli równy udział kobiet i mężczyzn na listach wyborczych - był obywatelską inicjatywą zgłoszoną przez Kongres Kobiet.
Projekt, pod którym podpisało się ponad 120 tys. osób, został złożony w Sejmie 12 grudnia 2009 r., pierwsze czytanie odbyło się 18 lutego 2010 r. Jego autorzy mieli nadzieję, że wejdzie w życie prze wyborami samorządowymi, prace parlamentarne się jednak przeciągnęły. Jeśli prezydent podpisze ustawę, w najbliższych wyborach parlamentarnych na listach wyborczych będzie musiało znaleźć się przynajmniej 35 proc. kobiet lub mężczyzn.
Zdaniem autorów projektu ustawy zwiększenie liczby kobiet w polityce pozwoli na zwrócenie uwagi na kwestie dotąd marginalizowane, a które bezpośrednio wpływają na sytuację Polek. Zdaniem prof. Małgorzaty Fuszary z Instytutu Socjologii UW, która pracowała w komitecie przygotowującym projekt ustawy, aby mieć realny wpływ na podejmowane decyzje, np. w parlamencie, dana grupa społeczna powinna mieć reprezentację co najmniej 30-procentową (obecnie w Sejmie jest ok. 20 proc. kobiet). Zwolennicy parytetów i kwot przekonują, że mechanizmy te potrzebne są jako rozwiązanie tymczasowe, np. na dwie lub trzy kadencje. Jednak Senat nie przyjął poprawki, aby w ustawie wprost zapisać, kiedy kwoty przestaną obowiązywać.
Mimo że autorzy projektu nie byli zadowoleni z zamiany parytetu na kwotę, uchwalenie ustawy uznali za największy sukces kobiet od 1918 r., kiedy wywalczyły sobie prawa wyborcze.
Nie wszystkie kobiety i organizacje kobiece były jednak przychylne wprowadzeniu mechanizmów wspierających je w życiu politycznym. Parytetom i kwotom przeciwna jest m.in. pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania Elżbieta Radziszewska, która uważa, że ustawa wprowadzająca je nie jest zgodna z konstytucją. Jej zdaniem te kwestie powinny być regulowane wewnątrz partii. Opinie konstytucjonalistów co do zgodności kwot z ustawą zasadniczą są niejednoznaczne.
W ostatnich wyborach samorządowych kobiety stanowiły ok. 31 proc. kandydatów, a odsetek kobiet, które zdobyły mandat, wyniósł ok. 22 proc.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.