Na skutek oporu czołowych partii flamandzkich: chadeków z CD&V oraz nacjonalistów z N-VA, po raz kolejny oddaliła się perspektywa rozwiązania rekordowo długiego kryzysu rządowego w Belgii, jak trwa od czerwcowych wyborów parlamentarnych.
Flamandzki socjalistyczny senator Johan Vande Lanotte uznał w czwartek, że nie potrafi przezwyciężyć podziałów między zamieszkującymi Belgię frankofonami a Flamandami, którzy stanowią ok. 60 proc. w ponad 10-milionowym kraju. Na razie nie wiadomo, jak na jego prośbę o dymisję zareaguje król Belgów Albert II - do poniedziałku pałac królewski wstrzymuje się z komentarzami. Niewykluczone, że monarcha poprosi senatora o kontynuowanie wysiłków.
Dotychczasowa misja Vande Lanotte zakończyła się fiaskiem - tak jak podobne misje jego kilku poprzedników. Jego propozycje odrzuciły CD&V i N-VA, czyli czołowe partie flamandzkie. Z siedmiu ugrupowań biorących udział w rozmowach nad reformą kraju, co ma pozwolić na sformowanie nowego rządu, pięć pozostałych przyjęło z zadowoleniem propozycje kompromisu.
"N-VA ma zasadnicze uwagi do raportu mediatora" - oświadczył w środę szef partii Bart De Wever. "Mediator musi poprawić swój raport, zanim negocjacje będą mogły być wznowione" - dodał przewodniczący CD&V Wouter Beke.
Rozwiało to nadzieje, że 60-stronicowy raport pozwoli siedmiu partiom na nowo zasiąść do negocjacji, które zostały zerwane w październiku po wycofaniu się N-VA. Po raz kolejny oddala to perspektywę przezwyciężenia kryzysu politycznego, z którego Belgia właściwie nie wychodzi od wyborów w 2007 r., co skłania komentatorów do snucia scenariuszy o rozpadzie kraju i wzmaga niepokój rynków finansowych. Z długiem zbliżającym się do 100 proc. PKB Belgia już w ub. roku znalazła się na celowniku agencji ratingowych. Mnożą się spekulacje, że będzie kolejnym - po Grecji i Irlandii - krajem potrzebującym pomocy partnerów ze strefy euro.
"Znowu chaos?" - zastanawia się w czwartek francuskojęzyczny dziennik "Le Soir", przestrzegając przed zwoływaniem kolejnych wyborów parlamentarnych, które tylko wzmogą podziały na scenie politycznej i grożą wzmocnieniem ksenofobicznej flamandzkiej partii Vlaams Belang. "Pięć małych 'tak' i dwa wielkie 'nie'" - streszcza sytuację na scenie politycznej Belgii dziennik "La Libre Belgique".
Flamandowie odrzucili propozycje Vande Lanotte, ponieważ uważają, że proponowane ustępstwa na rzecz frankofonów idą zbyt daleko, zaś koncesje na rzecz autonomicznych żądań Flandrii są zbyt małe. Kością niezgody są nadal prawa wyborcze i językowe frankofonów mieszkających we flamandzkich gminach pod Brukselą (znanych jako okręg wyborczy BHV) oraz przede wszystkim finansowanie regionów, w tym zadłużonej, zdominowanej przez frankofonów belgijskiej stolicy.
W poszukiwaniu kompromisu królewski mediator starał się pogodzić obie strony. Zaproponował m.in., by część frankofonów mieszkających pod Brukselą straciła swoje przywileje wyborcze i językowe (można by je zachować w sześciu flamandzkich gminach, gdzie frankofoni są większością). Ponadto w ramach wzmocnienia autonomii regionów 26 proc. podatku dochodowego PIT, czyli ok. 15 mld euro rocznie, trafiałoby bezpośrednio do kas regionalnych a nie budżetu federalnego (Flamandowie chcieli 45 proc.). Natomiast Bruksela dostałaby dofinansowanie w wysokości 375 mln euro (frankofoni liczyli na co najmniej pół miliarda euro).
Kryzys uwypuklił niemożność przezwyciężenia waśni między frankofonami i Flamandami mieszkającymi w Belgii. Na spory językowe, gospodarcze i kulturowe nałożył się po wyborach ostry podział polityczny: francuskojęzyczna Partia Socjalistyczna pod wodzą Elio Di Rupo dominuje w pejzażu politycznym na południu kraju i w Brukseli; ale to flamandzcy nacjonaliści z partii N-VA w czerwcu zostali największą siłą polityczną kraju, głosząc hasła dalszego uniezależnienia Flandrii.
Za sprawy bieżące odpowiada wciąż gabinet premiera Yvesa Leterme'a, który podał się do dymisji.
Z dala od tłumów oblegających najbardziej znane zabytki i miejsca.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.