Grupa młodych nielegalnych imigrantów podpaliła w niedzielę na włoskiej wyspie Lampedusa budynek parafialny, który wcześniej zdemolowała. Pożar szybko ugaszono. Imigranci wzniecają pożary domagając się natychmiastowego wywiezienia z wyspy.
Sprawcami tego aktu wandalizmu byli kilkunastoletni imigranci, którym miejscowy proboszcz udzielił gościny.
Na terenie parafii przebywało łącznie 36 przybyszów z północnej Afryki, głównie z Tunezji, którzy przypłynęli niedawno na Lampedusę. W niedzielny poranek dwudziestu chłopców wsiadło na prom, płynący na Sycylię w ramach prowadzonej przez włoskie władze ewakuacji uchodźców z wyspy do innych części Włoch.
Szesnastu młodych ludzi , którzy pozostali w parafii, zaczęło wybijać okna i niszczyć wyposażenie domu przy kościele. Następnie podłożyli ogień. W ten sposób zaczęli protestować przeciwko temu, że muszą pozostać na Lampedusie. Nie pomogły nawet zapewnienia ich opiekunów, że opuszczą ją w ciągu dnia. Spokój przywróciła dopiero wezwana policja.
Do takich przypadków dochodzi tam coraz częściej. Niedzielna włoska prasa pisze, że wyspa znalazła się na skraju rewolty imigrantów, którzy grożą, że "podpalą wszystko". "Wtedy nas stąd zabiorą"- mówią protestujący uchodźcy. Protesty nasilili w ostatnich dniach, gdy złe warunki pogodowe uniemożliwiły ruch promów i statków.
Obecnie na Lampedusie przebywa blisko 4 tysiące przybyszów z północnej Afryki. Premier Silvio Berlusconi poinformował, że liczba ta zostanie do niedzielnego wieczora zmniejszona do 2,5 tysiąca. Właśnie z powodu złych warunków na morzu nie uda się dotrzymać złożonej przez szefa rządu obietnicy całkowitego zakończenia w niedzielę ewakuacji imigrantów.
W poniedziałek Berlusconi jedzie do Tunisu, by przekonać władze tunezyjskie do realizacji zobowiązań o zwalczaniu nielegalnej imigracji.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.