Wizyta kardynała Zuppiego w Moskwie była w mediach relacjonowana dość obszernie. Jeden jej moment, spotkanie z Marią Lwową-Biełową, wzbudził kontrowersje.
Zdaniem niektórych autorów wizyta i rozmowa z osobą odpowiedzialną za wywóz tysięcy ukraińskich dzieci do Rosji, w dodatku ściganą przez Międzynarodowy Trybunał Karny, była jeśli nie porażką, to przynajmniej zgrzytem. Z tą argumentacją trudno się nie zgodzić. Tym bardziej mając pewność, że zostanie ona wykorzystana przez Moskwę do celów propagandowych na forum międzynarodowym.
Na inny aspekt tego spotkania wskazał dziennikarz włoskiego Avvenire, Nello Scavo. Niezbyt w Polsce lubiany za relację z granicy białorusko-polskiej. Cóż, chciał zacząć od naszej strony, ale mu nie pozwolono. Czym był mocno zdziwiony, jak zresztą większość dziennikarzy zachodnich, którym w głowie się nie mieści, że mogą nie mieć dostępu do miejsca kryzysu humanitarnego. Tego określenia, mimo całego kontekstu politycznego, trzeba bronić. Bez względu na to kto i dlaczego go sprowokował, to był i jest, w kategoriach prawa międzynarodowego, kryzys humanitarny.
Wróćmy jednak do moskiewskich rozmów. Broniąc kardynała Scavo napisał: „Maria Lwowa-Biełowa trzyma w swym ręku los przeszło dwudziestu tysięcy dzieci. Aby je uratować wsadziłbym nawet dłoń do Stromboli. Jak zrobiłby każdy rodzic, by uratować swoje dzieci. Jeśli tego nie rozumiesz, nie zrozumiałeś dramatu tych rodzin”.
Można zatem powiedzieć, że kardynał Zuppi, mając pełną świadomość kto jest katem a kto ofiarą, świadomie poszedł do kata, by ratować ofiarę. By rozmawiać, słuchać i okazać stanowczość.
Ostatnie zdanie jest cytatem z wywiadu, jakiego udzielił Radiu Watykańskiemu ks. Jean-Marie Petitclerc, salezjanin od trzydziestu lat zajmujący się imigranckimi dzielnicami we Francji. Powiedział w nim między innymi: „Nie reagujmy tak, jakby to było normalne, że gniew musi się wyrażać w podpalaniu samochodów, plądrowaniu sklepów. Nie mówmy: no tak, są przecież rozgniewani, trzeba ich zrozumieć, wysłuchać tego gniewu, przemocy. (…) Jan Bosco zachęcał nas, abyśmy zawsze łączyli łagodność ze stanowczością, abyśmy byli łagodni w słuchaniu i stanowczy w odniesieniu do czynów”.
Oczywiście w obydwu przypadkach możemy posłużyć się słowami, przypisywanymi Janowi Kazimierzowi, gdy na radę starosty Łomżyńskiego Hieronima Radziejowskiego miał odpowiedzieć: „Teraz, gdyśmy Chmielnickiego za buntownika ogłosili i cenę nałożyli na jego głowę, i buławę nad Zaporożem Zabuskiemu oddali, nie przystoi naszej powadze wchodzić z Chmielnickim w rokowania”.
W tym momencie dochodzimy do ważnych w wielu, także mniej drastycznych sytuacjach pytań. Co wybrać: to, co przystoi powadze, czy to, co służy większemu dobru. Podać rękę mimo wszystko, czy odwrócić się na pięcie, spluwając przez ramię. Ratować prestiż czy człowieka. I jaka jest (jeśli jest) granica między większym dobrem a mniejszym złem.
Stając w obliczu dylematów moralnych – nie tylko wojny i uliczne rozruchy, także wszelkiej maści międzyludzkie konflikty – z reguły wybieramy rozwiązania, jak nam się wydaje, najprostsze. Czyli dwubiegunowość. Albo – albo. Zapominając, że pomiędzy jednym a drugim krańcem jest olbrzymie pole działania. Oczywiście czasem, by być skutecznym, trzeba „wsadzić rękę do Stromboli”. Ale czegóż się nie robi, by ratować człowieka?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.
Raport objął przypadki 79 kobiet i dziewcząt, w tym w wieku zaledwie siedmiu lat.
Sejm przeciwko odrzuceniu projektu nowelizacji Kodeksu karnego, dotyczącego przestępstw z nienawiści
W 2024 r. funkcjonariusze dolnośląskiej KAS udaremnili nielegalny przywóz prawie 65 ton odpadów.