Proces dwóch stalinowskich śledczych, oskarżonych o znęcanie się w latach 50. nad rzekomymi uczestnikami "spisku w wojsku", ruszył w czwartek przed Wojskowym Sądem Garnizonowym w Warszawie.
Podsądnym grozi do 5 lat więzienia; nie przyznają się do winy.
Pułkownicy wojska w stanie spoczynku Zbigniew K. (rocznik 1927) i Józef K. (rocznik 1925) prowadzili - jako śledczy Głównego Zarządu Informacji Wojska Polskiego - śledztwo w sztandarowej dla stalinowskiej Polski sprawie o rzekomy "spisek w wojsku". Głównym oskarżonym był gen. Stanisław Tatar, przedwojenny oficer, w czasie wojny w Komendzie Głównej AK. W tym najgłośniejszym procesie pokazowym, sfignowanym przez kierujących Informacją oficerów sowieckich, sądzono wojskowych z II RP i Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Zapadały wysokie wyroki, także kary śmierci; dwudziestu skazanych stracono.
Pion śledczy IPN bada "sprawę Tatara" w wielu śledztwach; sądy III RP skazywały już śledczych z tej sprawy. Tych dwóch oskarżono w 2010 r., że w latach 1951-1952 r. znęcali się nad przesłuchiwanymi więźniami Informacji (ówczesnego kontrwywiadu wojska) płk. Józefem Jungrawem, płk. Szczepanem Ściborem, płk. Augustem Menczakiem, ppłk. Albertem Szaadem. Trzech pierwszych skazano na śmierć, a wyroki wykonano; czwarty dostał karę więzienia. W 1956 r. wyroki uchylono, bo nie popełnili oni żadnych przestępstw.
Z odczytanego przez prok. Piotra Dąbrowskiego aktu oskarżenia wynika, że podsądni znęcali się nad więźniami fizycznie i moralnie: przesłuchiwali ich wielokrotnie, przez wiele godzin, w dzień i w nocy, pozbawiając ich snu (nawet przez kilkanaście dni). Zmierzali w ten sposób do ich załamania fizycznego i psychicznego, do zmuszenia do przyznania się do udziału w dywersyjno-szpiegowskiej organizacji działającej w wojsku i do składania wyjaśnień zgodnych z koncepcją Informacji.
IPN kwalifikuje te czyny jako i zbrodnie komunistyczne, i przeciw ludzkości. W śledztwie podejrzani mówili, że takie metody zlecał im przełożony, płk Antoni Skulbaszewski - oficer sowiecki, wiceszef Informacji i główny autor koncepcji "spisku w wojsku". IPN podkreśla, że nie zwalnia to od odpowiedzialności karnej. Po 1990 r. Polska chciała ścigać Skulbaszewskiego, który żył jeszcze wtedy na Ukrainie, ale państwo to odmówiło, powołując się na przedawnienie jego czynów.
Zbigniew K. przyznał, że przesłuchiwał Jungrawa, ale zaprzeczył, by się nad nim znęcał, bo "śledztwo było przyzwoite". Pytany o wielogodzinne nocne przesłuchania mówił, że "wynikało to z przyjętego systemu przesłuchań". "Mnie tak długie przesłuchania nie męczyły" - dodał. "To w ogóle nie powinno mieć miejsca" - powiedział, pytany, jak dziś ocenia sprawę "spisku w wojsku".
Oskarżony podkreślał, że na przesłuchania często przychodził Skulbaszewski; po rozmowach z nim Jungraw przyznał się do zarzutów. "Byłem pod presją, jaką stwarza obecność przełożonego; to miało wpływ na moje postępowanie" - oświadczył K. "To czemu w ogóle pan tam służył?" - dociekał sędzia płk Piotr Raczkowski. "Byłem oficerem operacyjnym, działałem na terenie jednostek wojskowych; potem przeniesiono mnie na śledczego, do czego nie byłem przygotowany" - odparł K. Kilka lat temu skazano go na kilka miesięcy więzienia w zawieszeniu za znęcanie się nad innym uczestnikiem "spisku".
Syn płk. Jungrawa, Jan, powiedział PAP, że zeznania K. to "bajdurzenia". Dodał, że ojciec w śledztwie osiwiał - widział go na ławie oskarżonych jedynie w relacji kroniki filmowej. Jako świadek mówił, że miał wtedy 14 lat i nie rozumiał, o co chodzi, a matka nic mu nie mówiła. Pamiętał zatrzymanie ojca, które odbyło się bez przemocy - wtedy ostatni raz go widział.
Drugi oskarżony, Józef K., uznał zarzuty za "karkołomne" i "rozmijające się ze stanem faktycznym". Mówił, że Skulbaszewski zakazywał mu "ludzkich odruchów wobec wroga", polecał stosowanie przymusu, zarzucając mu nieumiejętność zmuszenia aresztowanych do składania zeznań. "Wymogom Skulbaszewskiego trudno było mi sprostać; był opryskliwy; upokarzał mnie, bo byłem repatriantem z Francji" - powiedział sądowi K.
Dodał, że rozchorował się nerwowo, gdy usłyszał o skazaniu na śmierć płk. Ścibora, którego - na polecenie Skulbaszewskiego - zachęcał do przyznania się, bo "sąd to weźmie pod uwagę". Podkreślał, że Skulbaszewski założył podsłuchy w pokojach przesłuchań, by kontrolować śledczych. Mówił, że do szkoły Informacji trafił na mocy rozkazu, gdy zgłosił się do wojska po powrocie z Francji. Wniósł o przesłuchanie jako świadka m.in. stalinowskiego prokuratora Zbigniewa Domino, potem znanego literata.
Proces odroczono do 18 maja.
W 1994 r. Sejm potępił zbrodniczą działalność UB i Informacji Wojskowej jako odpowiedzialnych za cierpienia i śmierć wielu tysięcy obywateli polskich. Pierwszy po 1956 r. wyrok na oficera Informacji zapadł w 1998 r. Warszawski WSG skazał wtedy na półtora roku więzienia 75-letniego Wincentego R. za znęcanie się nad więźniem. Sąd uznał, że jego metody niczym nie różniły się od metod gestapo.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.