Według ekspertów zakłócenia w ruchu lotniczym, spowodowane wybuchem chilijskiego wulkanu Puyehue 4 czerwca, mogą utrzymywać się nawet do kilku miesięcy po erupcji. Nie ma sygnałów świadczących o tym, że sytuacja we wnętrzu wulkanu się stabilizuje.
"Drobny pył, jak ten z ostatniej erupcji, może się utrzymywać w powietrzu miesiącami. (...) Im wyżej sięga kolumna pyłu, tym dalej się on rozprzestrzenia" - powiedział Enrique Valdivieso, dyrektor chilijskich Narodowych Służb ds. Geologii i Górnictwa (Sernageomin).
Obecnie trudno jest przewiedzieć, jak długo pył będzie dezorganizował komunikację lotniczą, bo zależy to od intensywności dalszego przebiegu erupcji - im silniejsza, tym więcej pyłu dostaje się do atmosfery.
Władze Brazylii poinformowały, że chmura pyłu wulkanicznego dotarła do położonych na południu miast Porto Alegre i Florianopolis.
Chilijskie wulkany zazwyczaj wyrzucają więcej pyłu niż te w Europie. Wulkanolog z uniwersytetu w Atacamie przywołuje tu przykład wulkanu Lonquimay. Chmura po jego wybuchu w 1989 roku utrzymywała się w powietrzu przez dwa miesiące.
Wulkan Puyehue był uśpiony od 1960 roku. Od wybuchu 4 czerwca znajduje się w fazie erupcji i emituje pył.
Początkowo wiatr znosił pył nad terytorium położonej na wschód od Chile Argentyny, co zdezorganizowało ruch lotniczy m. in. w Buenos Aires. Jednak później wiatr zmienił kierunek na zachodni i po przebyciu 10 tys. km pył dotarł do Australii i Nowej Zelandii.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.