Zapowiedzi wprowadzenia darmowych podręczników elektronicznych brzmią jak marzenia futurologów
Powiem krótko – „Cyfrowa szkoła” to nie jest zły pomysł. Wykorzystanie nowych technologii w edukacji to już dzisiaj konieczność, a nie jakieś futurologiczne mrzonki. Dzieci, które na co dzień stykają się przecież z nowymi elektronicznymi gadżetami, nie powinny w szkole czuć się jak w skansenie, albo w świecie z innej epoki.
Wprowadzenie multimediów do szkoły to przecież nic innego jak przygotowywanie się do tego, z czym będzie trzeba się zetknąć w bliższej lub dalszej przyszłości. Jeśli niektórzy nauczyciele wolą wciąż skrobać kredą po zielonej tablicy, to jest naprawdę ich problem.
Wprowadzenie elektronicznych dzienniczków ucznia też jest raczej dobrym pomysłem. Rodzice bowiem będą mieli stałą kontrolę nad szkolnymi poczynaniami swojego dziecka. Czy jemu się to będzie podobało, czy nie – to już zupełnie inna sprawa.
Jednak co do pomysłu zastąpienia szkolnych podręczników tabletami lub innymi przenośnymi komputerami, zachowałbym daleko posunięty sceptycyzm. Krótko mówiąc – obawiam się, że to się nie uda. A jeśli nawet się uda (rząd już nie raz pokazał, że jak chce, to i tak zrobi swoje), to kosztem rodziców. Nie ma możliwości, żeby każde dziecko dostało za darmo komputer do nauki. Minister Boni już sygnalizował, że to rodzice będą musieli ten sprzęt kupić.
Można się spierać, co wyjdzie taniej – komputer czy komplet nowych podręczników. Jak na razie podręczniki wygrywają, chociaż nieznacznie. Co więcej, komputer wymaga od czasu do czasu serwisowania. Nietrudno sobie wyobrazić, jak często trzeba będzie serwis odwiedzić, jeśli użytkownikiem tego sprzętu będzie uczeń z podstawówki – niekoniecznie z ADHD.
Rodzice i nauczyciele są sceptyczni co do tego pomysłu, ale najbardziej przerażeni są – jak się wydaje – wydawcy. Ten strach widać chociażby w dzisiejszym tekście Piotra Marciszuka, wiceprezydenta Wydawców Europejskich opublikowanym na łamach „Rzeczpospolitej”.
Gdyby powiodły się rządowe plany wprowadzenia e-podręcznika – nie daj Boże (dla wydawców oczywiście) darmowego, to dla rynku byłaby czysta tragedia. Oczywiście, darmowy podręcznik to mit. Za przygotowanie takowego – nawet w formie elektronicznej - trzeba słono zapłacić. Więcej o tym TUTAJ.
Nie do końca wierzę zatem w darmowe e-podręczniki. Nie wydaje mi się również, że cyfryzacja szkół rozumiana jako wyposażenie uczniów w przenośne komputery jest dobrym rozwiązaniem. Czytelnictwo mamy marne – no, chyba że chodzi o „czytelnictwo” na demotywatorach. Tego chyba nie trzeba uczyć w szkołach. Tymczasem odzwyczajanie najmłodszych od papierowych książek może do tego prowadzić.
Pewnie bardziej medialnym sukcesem rządu byłoby danie uczniom komputerów, ale po pierwsze – założę się, że to nie rząd da, a po drugie zwisa mi i powiewa dobry PR władzy.
Jak dla mnie większym sukcesem byłoby uporządkowanie rynku wydawniczego podręczników szkolnych. Co roku rodzicom włosy stają dęba, kiedy zaczyna się rok szkolny i trzeba kupić dzieciom książki. Najczęściej nowe, bo czasy, kiedy można było odkupić je od starszych kolegów, dawno minęły. Wydawcy prześcigają się w wymyślaniu coraz lepszych, bardziej kolorowych, atrakcyjnych książek, ćwiczeń, słowniczków itd, itp. A wszystko jednorazowe.
Koszty kompletu książek dla jednego dziecka do jednej klasy wcale nie są niższe niż przeciętnego tabletu. Tyle że ten ostatni niestety nie jest tak trwały – szczególnie w rękach dziecka. Zamiast zwodzić obietnicami tanich albo wręcz darmowych e-podręczników, lepiej by było zaproponować nauczycielom tańsze podręczniki papierowe.
Rynek rynkiem, konkurencja konkurencją, ale irytuje mnie ten coroczny drenaż kieszeni rodziców pod płaszczykiem troski o efektywność edukacji ich dzieci. Nie wierzę, że wydawcom nie przyświeca przede wszystkim chęć zysku. W warunkach wolnorynkowych to byłoby nienormalne. Stąd coraz to nowe materiały dla dzieci, książki, ćwiczenia, zeszyciki i inne - przepraszam - duperele. W głowie się od tego kręci, a tornistry dzieci coraz cięższe. Co gorsze, czasem też o wyborze książek decyduje nie tylko ich zawartość merytoryczna, ale też to, jakie materiały dodatkowe gratis dostarczy nauczycielom wydawca. Wydaje mi się, że dopóki ta sytuacja nie zostanie uporządkowana, nie uda się faktycznie obniżyć kosztów podobno „darmowej” edukacji polskich dzieci.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.