Polskie Urzędy Skarbowe ułatwiają białoruskiemu KGB walkę z opozycją
Gdy w 2011 roku polska prokuratura przekazała stronie białoruskiej informacje na temat wpływów na konta Centrum Praw Człowieka „Wiesna” było jasne, że to ogromny skandal. Tymczasem od lat dochodzi do podobnego skandalu i polskie urzędy nie kwapią się, by to zmienić.
Chodzi o informacje, jakie białoruskim służbom przekazują (nie bezpośrednio) polskie urzędy skarbowe. Ostatnio po spotkaniu z czołówką białoruskiej opozycji rozliczenia za ich pobyt przesłało im pocztą… polskie ministerstwo spraw zagranicznych. Wysyłając Białorusinom pracującym w Polsce lub współpracującym z Polakami deklaracje podatkowe, umożliwiają KGB wgląd w te dokumenty.– Jest oczywiste, że tego typu korespondencja jest regularnie lustrowana przez białoruskie służby – mówi serwisowi Gosc.pl Tomasz Pisula z Fundacji Wolność i Demokracja.
Szantaż PIT-em
Na szykany z tego powodu narażeni są przede wszystkim ludzie, którzy współpracują z organizacjami wspomagającymi białoruską opozycję lub niezależnymi mediami, takimi jak np. Biełsat TV. W PIT zawarte są bowiem informacje o tym, skąd dane pieniądze pochodzą, a także, ile ich jest. - Środki te nie dotyczyły nieakceptowanego przez prawo białoruskie zagranicznego wsparcia na projekty pozarządowe, jak to miało miejsce w odniesieniu do środków zdeponowanych na koncie Bialackiego, stąd nieuzasadnione jest porównywanie obu spraw – twierdzi rzecznik ministerstwa spraw zagranicznych Marcin Bosacki, tłumacząc dziennikowi "Rzeczpospolita" wpadkę resortu. Z tym podejściem nie zgadza się Pisula: - Na Białorusi można pójść do więzienia za sam kontakt z organizacją, której władze nie lubią. Pan Bosacki albo świadomie nie mówi prawdy, albo nie rozumie zagadnienia – tłumaczy. I opowiada historię Białorusina, który współpracował z FWiD, któremu przekazanie PIT zaszkodziło. – Tydzień po otrzymaniu przesyłki odwiedziło go KGB, chcąc przekonać go do współpracy ze służbami.
Problemem od dłuższego czasu interesuje się poseł Platformy Obywatelskiej Robeert Tyszkiewicz z Parlamentarnego Zespołu ds. Białorusi. – Nie można pomagać służbom specjalnym w walce z opozycją. W razie jakichkolwiek wątpliwości dotyczących wysyłania dokumentów na Białoruś urzędy powinny konsultować się z MSZ – mówi.
Jak rozwiązać problem?
Polityk w kwietniu podczas posiedzenia komisji spraw zagranicznych, której jest wiceprzewodniczącym, pytał o ten problem podsekretarz stanu w MSZ, Katarzynę Pełczyńską-Nałęcz. - Na dzisiaj rozwiązań prawnych nie ma. Nie dlatego, że to zostało zaniedbane, tylko dlatego, że jest niezwykle trudno wprowadzić rozwiązania prawne, które zakazują różnym urzędom i instytucjom udzielania informacji – powiedziała wówczas. - Problem leży po stronie rządu, gdyż urzędy skarbowe nadzoruje minister finansów.To jest obszar naszego dodatkowego zainteresowania. Może zespół białoruski powinien zorganizować spotkanie z przedstawicielami Ministerstwa Finansów? – sugerował Andrzej Halicki z PO. Do tej pory takie spotkanie się nie odbyło.
Zdaniem Pisuli, problem mają nie tylko opozycjoniści, ale właściwie wszyscy Białorusini, którzy zarabiają w Polsce. – Informacje od polskiej skarbówki na temat dochodów biznesmenów mogą posłużyć lokalnym pracownikom KGB albo urzędnikom do ściągania z nich haraczu. Białoruś to państwo bardzo skorumpowane, w którym prawo traktuje się, jakby było z gumy – mówi. I sugeruje, by dokumentów dotyczących finansów nie wysyłać do Białorusi w ogóle, bo i tak Białorusini z nich tam nie korzystają, lub umożliwić im odbieranie dokumentów w Polsce. Z takim postawieniem sprawy nie zgadza się Tyszkiewicz. – Nie możemy wylać dziecka z kąpielą. Broniąc Białorusinów przed złym prawem i służbami nie możemy jednocześnie szkodzić stosunkom gospodarczym między naszymi państwami – powiedział.
Sugerował, że obecna administracja może doprowadzić do wojny jądrowej.
Rusza również pilotażowy program przekazywania zasiłków na specjalną kartę płatniczą.
Tornistry trafią do uczniów jednej ze szkół prowadzonych przez misjonarki.
Caritas rozpoczęła zbiórkę na remont Ośrodka dla osób w kryzysie bezdomności w Poznaniu.