Reklama

Wywiad z prałatem

Wtedy wiedzieliśmy, że mamy jednego wroga przed sobą. Dzisiaj nie wiadomo, kto jest wrogiem - mówi ks. prał. Henryk Jankowski w wywiadzie dla Naszego Dziennika. [**Porozmawiaj o tym na FORUM![][1]**][2] [1]: zdjecia/zdjecia/wprzod.gif [2]: http://forum.wiara.pl

Reklama

- Jakie były największe trudności w czasie odbudowy kościoła? - Trudności były ogromne. Po odzyskaniu gruzów rozpoczęła się walka o środki i materiały do odbudowy. Działając przez zaskoczenie, kilka dni po Świętach Bożego Narodzenia w 1970 roku udałem się do premiera Jaroszewicza, aby uzyskać pozwolenie na zakup materiałów budowlanych, koniecznych do rekonstrukcji dachu. To pozwolenie otrzymałem, ale już w tym czasie próbowano prowokacji, przysyłając np. transport z piaskiem albo z blachą miedzianą. Oczywiście nie kupowałem tego, bo czułem, że nie tędy droga. Gdybym kupił od złodziei materiały budowlane, to byłby koniec kościoła św. Brygidy. Pomimo to strop i ściany kościoła odbudowałem bardzo szybko, bo zaledwie w ciągu dwóch lat. Dalsza odbudowa przebiegała etapami, ale już na obchody sześćsetlecia istnienia parafii mogliśmy zaprosić Prymasa Polski księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego i przedstawicieli Episkopatu Polski. Wśród robotników - Kościół Świętej Brygidy od początku był kościołem stoczniowym. Czy to miało wpływ na podjęcie przez Księdza Prałata pracy duszpasterskiej w środowisku robotniczym? - Swoją działalność duszpasterską wśród robotników rozpocząłem, będąc jeszcze wikariuszem w parafii pod wezwaniem Świętej Barbary. W blokach leżących na terenie tej parafii mieszkali przeważnie robotnicy ze Stoczni Remontowej. Od tego momentu rozpoczęła się moja działalność duszpasterska w środowisku robotniczym. Kazania i organizowane spotkania pomogły w zdobyciu zaufania tych ludzi. Dzięki temu w 1970 roku znalazłem się w kościele stoczniowym, jakim był kościół św. Brygidy. Starałem się więc pod każdym względem kontynuować i prowadzić to robotnicze dzieło, które stało się kamieniem węgielnym pod duszpasterstwo ludzi pracy i ich rodzin. Skupiało ono głównie robotników ze Stoczni Remontowej i Stoczni Gdańskiej, a szczególnie - mocno zaangażowanych - robotników Stoczni Północnej, budującej głównie statki dla wojska. Ta praca dała efekt w roku 1980, gdy trzeba było pracować z ludźmi, którzy sobie ufali, trzymali się razem i walczyli solidarnie. Po wydarzeniach roku 1980 tę pracę kontynuowałem, także po wprowadzeniu stanu wojennego i po nim. Już w 1982 roku wraz z ks. Jerzym Popiełuszką - duszpasterzem warszawskim, oraz ks. Kazimierzem Jancarzem - duszpasterzem z Nowej Huty, zorganizowaliśmy pierwszą pielgrzymkę robotników na Jasną Górę. Jako proboszczowi było mi łatwiej niż tym dwóm wikarym i dlatego od początku wziąłem na siebie trud organizacyjny tych pielgrzymek, które później przerodziły się w Pielgrzymkę Świata Pracy. Dziś wiem, że te pielgrzymki pozwoliły przetrwać "Solidarności" i były wspaniałą okazją do spotkań robotników i działaczy z całej Polski. To była prawdziwa solidarność. - Dziś jednak coraz częściej mówi się o braku solidarności międzyludzkiej i zaniku więzi społecznych. - Są tendencje odchodzenia od solidarności międzyludzkiej, która jest bardzo ważna w życiu katolika. Nie można jednak dać wrogom satysfakcji, że dokonali zniszczenia tak ważnego dzieła. Solidarność jest przede wszystkim związana z życiem katolickim i tym samym polskim - jeśli będzie silna wiara, to będzie i silna solidarność międzyludzka, polegająca na wzajemnej pomocy, będzie silne poczucie jedności narodowej. Dziś nie brakuje ludzi nikczemnych, którzy tym ideom zaprzeczają, wyznając solidarność jedynie w formie znaczka przydatnego do robienia kariery życiowej. Mam ogromne pretensje do tych wszystkich, którzy wykorzystali struktury "Solidarności", a potem zasiedli w parlamencie, zapominając o robotnikach nie tylko Gdańska, ale całego kraju. W moich oczach niektórzy z tych działaczy solidarnościowych są zdrajcami. Mam nawet wątpliwości, czy są Polakami. Walczę o to, abyśmy wrócili do prawdziwej solidarności. Zobaczmy, jaki rok 1980 był wspaniały - bo jeden drugiemu pomagał. Potem przyszedł stan wojenny... Tysiące ton darów przyjeżdżało dla potrzebujących w całej Polsce. To był wyraz solidarności międzyludzkiej, międzynarodowej. Starałem się pomagać pod względem materialnym i duchowym, aby ludziom potrzebującym nie brakowało niczego. I to była prawdziwa solidarność. Dzięki temu byliśmy silni.

Więcej na następnej stronie
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
-1°C Sobota
noc
-1°C Sobota
rano
2°C Sobota
dzień
2°C Sobota
wieczór
wiecej »

Reklama