Chrześcijaństwo nie jest zbiorem zakazów, ale czymś pozytywnym. Mogliśmy
usłyszeć bardzo wiele na temat tego, czego nie wolno, teraz trzeba powiedzieć:
mamy coś pozytywnego do zaproponowania - mówi Benedykt XVI w rozmowie z
dziennikarzami niemieckich stacji telewizyjnych i Radia Watykańskiego.
Opowiada także o czym marzy papież, co go bawi, a co zawstydza i co myśli o
rodakach.
Była mowa o doświadczeniu wspólnoty. Ojciec Święty przyjeżdża teraz do Niemiec już po raz drugi po swoim wyborze. Po Światowym Dniu Młodzieży, a być może także po Mistrzostwach Świata w piłce nożnej atmosfera jest w pewnym sensie inna. Ma się wrażenie, że Niemcy stali się bardziej otwarci na świat, bardziej tolerancyjni, bardziej radośni, czego Wasza Świątobliwość spodziewa się jeszcze od nas Niemców?
Powiedziałbym, że już od końca II wojny światowej zaczęła się pewna wewnętrzna przemiana społeczeństwa niemieckiego, także gdy chodzi o niemiecką mentalność. To wszystko zostało jeszcze wzmocnione przez powtórne zjednoczenie. Włączyliśmy się dużo głębiej w światową społeczność i oczywiście zostaliśmy przemienieni przez jej mentalność. W ten sposób wychodzą na jaw także te aspekty niemieckiego charakteru, których inni wcześniej nie byli świadomi. A być może zbytnio uważano nas za zawsze zdyscyplinowanych i powściągliwych, co być może miało nawet jakieś podstawy. Jednak jeśli teraz lepiej widać to, co wszyscy dostrzegają, to mi się podoba: Niemcy są nie tylko powścigliwi, dokładni, zdyscyplinowani, ale także spontaniczni, radości, gościnni. To bardzo piękne. I tego bym życzył: niech te cnoty jeszcze bardziej wzrastają i niech stymuluje je i umacnia także chrześcijańska wiara.
Jan Paweł II ogłosił błogosławionymi i świętymi wielką liczbę chrześcijan. Niektórzy uważają, że zbyt wielką. I tu moje pytanie: beatyfikacje i kanonizacje dają Kościołowi coś nowego wtedy, jeśli te osoby mogą być uznane za prawdziwe wzory. Niemcy dają stosunkowo niewielu błogosławionych i świętych w porównaniu z innymi krajami. Czy da się coś zrobić, aby ten wymiar duszpasterstwa się rozwinął i aby potrzeba beatyfikacji oraz kanonizacji dała prawdziwy owoc duszpasterski?
Na początku także i mnie trochę się wydawało, iż ta ogromna liczba beatyfikacji nas prawie „przygniata” i że może trzeba było bardziej dobierać postaci, które jaśniej przemawiałyby do naszych sumień. W ostatnim czasie doprowadziłem do decentralizacji uroczystości beatyfikacyjnych, by za każdym razem czynić te postaci bardziej widoczne w określonych miejscach, do których one przynależą. Być może święty z Gwatemali nie interesuje nas w Niemczech, czy też odwrotnie ten z Altotting nie budzi zainteresowania w Los Angeles, i tak dalej, czyż tak się nie dzieje? Ponadto jestem przekonany, że ta decentralizacja idzie w zgodzie z kolegialnością episkopatu, z jego kolegialnymi strukturami i że jest to doskonała okazja by pokazać, iż poszczególne kraje mają swoich ludzi, którzy właśnie w danym kraju są skuteczni. Zauważyłem ponadto, że te odbywające się w różnych miejscach beatyfikacje dotyczą ogromnej rzeszy ludzi, którzy mówią: „Nareszcie to jest ktoś z nas!”, zwracają się do niego, i on ich wspomaga. Błogosławiony należy do nich, a my cieszymy się, że takich postaci jest bardzo wiele. I jeśli stopniowo także my, dzięki rozwojowi światowej wspólnoty, poznamy ich lepiej, będzie to piękne. Najważniejsze jest jednak to, by także na tej płaszczyźnie istniała różnorodność, a co za tym idzie ważne jest, byśmy także my w Niemczech nauczyli się poznawać swoich błogosławionych i cieszyć się nimi. Obok beatyfikacji mamy też kanonizacje wielkich postaci, które są ważne dla całego Kościoła. Powiedziałbym, że poszczególne konferencje biskupie powinny dokonać wyboru, muszą zobaczyć, co jest odpowiednie dla nas, czy dana osoba ma naprawdę coś do powiedzenia, następnie powinny wskazać te postaci – niezbyt liczne - które wywarły głęboki pływ. Można dokonać tego poprzez katechezę, kazania, może warto by było pomyśleć o nakręceniu filmu. Mogę wyobrazić sobie piękne filmy. Naturalnie ja znam tylko Ojców Kościoła: film o św. Augustynie, także o św. Grzegorzu z Nazjanzu i jego bardzo charakterystycznej postaci, jego nieustannym uciekaniu przed coraz większymi obowiązkami, jakie na niego nakładano, itd. Trzeba to przemyśleć: nie zawsze istnieją tylko złe, wydarzenia na podstawie których kręcone są filmy, istnieją także wspaniałe postaci historyczne, które wcale nie są nudne i są bardzo aktualne. Czyli innymi słowy, nie można przesadnie obciążać ludzi, ale trzeba im ukazać aktualne, wciąż inspirujące postaci.