W środę 13 maja 1981 roku o godzinie 17.19 na Placu Świętego Piotra rozległ
się huk dwóch strzałów z pistoletu.
Dni cierpienia i nadziei
Renato Buzzonetti (osobisty lekarz Jana Pawła II)
W środę 13 maja 1981 roku o godzinie 17.19 na Placu Świętego Piotra rozległ się huk dwóch strzałów z pistoletu. Kule trafiły Jana Pawła II. Stojąc w swoim białym jeepie, Papież przemierzał wtedy prawą część placu, gdzie zebrała się znaczna liczba wiernych przybyłych na tradycyjną środową audiencję generalną. Na miejscu było sześciu lekarzy z personelem dwóch karetek. Doktor Alessandro Sabato, lekarz intensywnej terapii i członek ochrony medycznej Ojca Świętego, natychmiast ruszył w stronę papamobilu, który jednak bardzo szybko się oddalił i znikł w Bramie Dzwonów. Samochód przemierzył ulicę delie Fondamenta, która okrąża absydę bazyliki, przejechał przez „Grottone” i przemierzając dziedziniec Belvedere, dotarł do siedziby Dyrekcji Służb Medycznych Państwa Watykańskiego.
Tutaj, powiadomiony telefonicznie przez lekarza członka ochrony, który znajdował się przy Bramie Spiżowej, jako osobisty lekarz Jego Świątobliwości wraz z całym personelem medycznym byłem gotowy na zajęcie się Ojcem Świętym. Ze względu na serię szczęśliwych lub opatrznościowych zbiegów okoliczności, opóźniłem wtedy moje dotarcie bezpośrednio na plac.
Ojciec Święty został położony w korytarzu budynku i pobieżnie przeze mnie zbadany. Papież był przytomny, reagował na podstawowe polecenia, poruszał nogami i miał dobrze wyczuwalne tętno. Zauważono małą czerwoną plamę na pasie, który opinał białą sutannę. Jan Paweł II został następnie ostrożnie ułożony na noszach jednego z przybyłych na miejsce ambulansów. O godzinie 17.29 karetka ruszyła do szpitala i po opuszczeniu bramy św. Anny, z mojego polecenia, potwierdzonego przez sekretarza, udała się do kliniki Gemelli. Podczas podróży zablokowała się syrena w karetce i kierowca w desperacki sposób musiał nieustannie posługiwać się klaksonem.
Podczas transportu zdjęto Papieżowi sutannę. Widać było zakrwawione spodnie, zauważono złamanie paliczków w drugim palcu lewej ręki i powierzchowną ranę prawego łokcia. Podczas transportu ciśnienie tętnicze spadło, ale nie osiągnęło poziomu krytycznego.
W karetce Ojciec Święty skarżył się cichym pojękiwaniem i nieprzerwanie szeptał po polsku: „Jezu, Maryjo, Matko moja”.