Zarzut zabójstwa żony i czwórki dzieci usłyszał w czwartek Dariusz P. Według gliwickiej prokuratury, w maju ub. roku mężczyzna nocą celowo podpalił dom w Jastrzębiu Zdroju, w którym spali jego bliscy. Motywem miała być chęć uzyskania pieniędzy z ubezpieczenia.
Podejrzany nie przyznaje się do winy. Do sądu trafił wniosek o jego aresztowanie.
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Katowicach Michał Szułczyński poinformował, że ogłoszony podejrzanemu zarzut dotyczy spowodowania pożaru i zabójstwa w ten sposób pięciu członków rodziny oraz usiłowania zabójstwa szóstej osoby - najstarszego syna. Po otrzymaniu wniosku o aresztowanie podejrzanego sąd będzie miał dobę na jego rozpoznanie.
W czwartek, jeszcze przed przesłuchaniem w prokuraturze, policjanci zawieźli zatrzymanego do jego domu, gdzie z jego udziałem przeprowadzono przeszukanie. "Nie mam nic wspólnego z tym pożarem, rodzina jest dla mnie najważniejsza" - oświadczył Dariusz P. dziennikarzom.
Do tragicznego pożaru doszło w maju ubiegłego roku. Zginęła matka i czworo dzieci w wieku od 4 do 18 lat. Już krótko po tragedii było wiadomo, że doszło do podpalenia. Tak wynikało z opinii biegłego z zakresu pożarnictwa. Dariusz P. tłumaczył, że ktoś, kto podpalił jego dom, wysyłał mu SMS-y z groźbami. Według prowadzących sprawę, autorem tych wiadomości był sam Dariusz P., który chciał skierować śledztwo na fałszywy tor.
Przez kolejne miesiące śledczy gromadzili obciążające go dowody. Teraz na ich podstawie wydali nakaz zatrzymania mężczyzny. Prokuratorzy nie chcą szczegółowo mówić o dowodach. Twierdzą jedynie, że są one bardzo mocne.
Prok. Szułczyński nie chciał też na razie mówić o motywie, jakim miał kierować się Dariusz P. Według nieoficjalnych informacji ze śledztwa, chodzi o polisy ubezpieczeniowe na członków rodziny, wykupione na krótko przed tragedią. Według mediów, Dariusz P., który prowadził zakład produkujący meble, miał bardzo poważne długi.
Jeśli zarzuty się potwierdzą, Dariuszowi P. będzie groziło dożywocie. W ramach śledztwa konieczne będzie uzyskanie opinii biegłych, którzy wypowiedzą się na temat poczytalności podejrzanego.
Pożar miał miejsce 10 maja ub. roku w domu jednorodzinnym, w którym mieszkała 7-osobowa rodzina. Powierzchnia pożaru była niewielka - ok. 15 m kw. Jego ognisko znajdowało się na piętrze, paliła się część schodów i szafa.
W wyniku pożaru zmarło pięć osób. Jak wykazała sekcja zwłok, przyczyną śmierci ofiar było zatrucie tlenkiem węgla. Na miejscu zginęła 18-letnia najstarsza córka, czterolatka - w trakcie udzielania pomocy. Potem w szpitalach w Jastrzębiu Zdroju i Cieszynie zmarli kolejno: 10-letni chłopiec i 40-letnia matka dzieci oraz 13-letnia dziewczynka. Ojca nie było w tym czasie w domu.
Cała piątka spoczęła jednym grobie na cmentarzu w Jastrzębiu Zdroju. Żegnali ich członkowie rodziny, metropolita katowicki abp Wiktor Skworc - który przed tragedią odwiedził rodzinę P. podczas swej wizytacji w parafii - i mieszkańcy miasta. Podczas uroczystości pogrzebowych abp Skworc wspominał zaangażowanie rodziny P. w życie Kościoła.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.