Do potężnej eksplozji doszło we wtorek późnym wieczorem w zakładach chemicznych w miejscowości Ritterhude, w pobliżu Bremy na północy Niemiec. Jak poinformowała miejscowa policja, ciężko ranna została jedna osoba.
Do potężnej eksplozji doszło we wtorek późnym wieczorem w zakładach chemicznych w miejscowości Ritterhude, w pobliżu Bremy na północy Niemiec. Jak poinformowała miejscowa policja, ciężko ranna została jedna osoba.
Do eksplozji doszło w zakładach zajmujących się utylizacją odpadów, a nie - jak wcześniej podawano - w fabryce farb i lakierów.
Według policji, ciężko ranny został jeden z pracowników, a kolejnego uznano za zaginionego. Nie wykluczone jednak, że chodzi o tę samą osobę. Jak poinformowały lokalne władze, kilkudziesięciu mieszkańców okolicznych domów doznało niegroźnych obrażeń ciała, a wielu - także szoku.
Wybuch, który było słychać w odległości wielu kilometrów, a później pożar niemal całkowicie zniszczyły budynki zakładowe. Eksplozja uszkodziła również około 40 pobliskich domów, w tym wiele mieszkalnych. Fala uderzeniowa wyrywała okna, drzwi, a nawet zrywała dachy. Ewakuowano mieszkańców domów, które grożą zawaleniem.
Na miejscu jest około 350 strażaków, policjantów i ratowników. Po czterech godzinach strażakom udało się opanować pożar, ale gaszenie ognia potrwa jeszcze kilka godzin.
Lokalne media poinformowały, że strażacy nie odkryli w powietrzu żadnych toksycznych oparów. Władze poleciły jednak mieszkańcom 15-tysięcznego Ritterhude, by pozostali w domach i nie otwierali okien.
Nie wiadomo jeszcze, co było przyczyną eksplozji.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.