Kampania przed referendum konstytucyjnym w Turcji doprowadziła do poważnego kryzysu politycznego. Stosunki Turcji z Unią Europejską robią się coraz bardziej napięte, ale więcej może stracić ta druga.
Nad Bosforem właśnie trwa kampania przed referendum konstytucyjnym. Do tureckiej konstytucji wprowadzono zmiany, wzmacniające znacznie pozycję prezydenta. Jest to zwieńczenie drogi przywódcy tureckich umiarkowanych islamistów, Recepa Erdogana, który doszedł do władzy w 2002 r. i systematycznie od tego czasu ją wzmacniał. Jednak nie udało mu się przyjąć zupełnie nowej konstytucji, a poparcie opozycyjnych nacjonalistów nie pozwoliło na przeprowadzenie zmian w parlamencie. Dlatego 16 kwietnia Turcy pójdą do urn, aby wypowiedzieć się na temat zmian.
W nowej konstytucji prezydent ma stać na czele rządu i samodzielnie powoływać ministrów. Będzie miał też duży wpływ na sądownictwo. Wybory prezydenckie i parlamentarne mają się odbywać w tym samym dniu, a kadencja parlamentu ma być wydłużona do 5 lat. Biorąc pod uwagę ogromne czystki w armii, w policji, w służbach specjalnych, w mediach, na uczelniach i w szkołach, władza prezydenta Erdogana będzie miała po zmianach charakter niemal dyktatorski. Jednak zanim osiągnie on swój cel, musi wygrać jeszcze referendum konstytucyjne.
I w tym właśnie celu szereg przedstawicieli tureckiego rządu wyruszyło do krajów zamieszkanych przez znaczną diasporę turecką. Każdy głos w referendum jest dla stronników tureckiego prezydenta bardzo cenny. Przywódcy państw europejskich nie ukrywali jednak, że zmiany zachodzące w Turcji niespecjalnie im się podobają. Zdaniem wielu zachodnich polityków Recep Erdogan wprowadza w swoim kraju rządy autorytarne. Wpłynęło to zapewne na ograniczenie możliwości prowadzenia kampanii przez tureckich polityków w kilku krajach europejskich. O ile jednak Niemcy starały się usprawiedliwiać swoje decyzje względami proceduralnymi i zrzucać odpowiedzialność na władze lokalne, to Holendrzy po prostu nie wpuścili tureckich ministrów do krajów.
Konflikt Turcji z Holandią jest jednak tylko wycinkiem szerszego procesu pogarszania się stosunków Turcji z Zachodem. Upadek zeszłorocznego puczu można uznać za moment końca politycznego znaczenia tureckiej armii. A to ona była strażnikiem świeckiego i prozachodniego charakteru tureckiej republiki. Obrażony na zachodnich sojuszników za brak wystarczającego wsparcia w walce z puczystami, prezydent Erdogan ocieplił relację z Rosją i rozpoczął z nią rozmowy na temat przyszłości Syrii. Rozmowy bez udziału Zachodu. A obecną elitę polityczną w Turcji dzieli od elit zachodnich coraz więcej. Od stosunku do Kurdów, do oceny zmian politycznych zachodzących w Turcji.
Integracja Turcji z Unią Europejską wydaje się dzisiaj mniej prawdopodobna niż kiedykolwiek. Ale żadna ze stron nie wydaje się dzisiaj zainteresowana tym procesem. Tylko że paradoksalnie to Europa traci na tym rozejściu więcej. Turcja od kilku lat przeżywa rozkwit gospodarczy i ze światowych peryferiów staje się jednym z głównych graczy na arenie światowej. Unia Europejska przechodzi proces wręcz odwrotny. Od 2008 r. nie potrafi sobie poradzić z kryzysem wspólnej waluty, a po Wielkiej Brytanii kolejne narody myślą nad opuszczeniem jej struktur. Doprowadzając do konfliktu z Turcją europejscy politycy ryzykują nie tylko wysłanie przez Erdogana do Europy kolejnej masy imigrantów, ale i utratę ważnego sojusznika, w jednym z kluczowych rejonów świata.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.