Wszystko odbyło się z zaskoczenia. Dzień, który rozpoczął się brutalnym klaksonem motoru o 6-tej nad ranem, okazał się jednym z najciekawszych i jak dotąd najowocniejszych w tzw. Archeologii Nowakowej.
Targ Abasalampasu 2011.02.16, Maswika Mission, wysokość 899 m, pozycja: S 07° 36.606’, E 022° 31.993’.
Pisałem już trochę o wioskach w Kongo, które różnią się oczywiście w zależności od regionu. Kazimierz Nowak tak opisywał te leżące m.in. na terenie ziem Lunda:
Wioski rozbudowane według planu administracji nie sprawiają wrażenia wsi, zwłaszcza wsi murzyńskiej. Droga i uliczki wysadzone drzewami mango i palmami, domy przeważnie z cegieł toną w powodzi drzew owocowych i kwiecia.
No cóż, niewiele z tego opisu przetrwało do czasów dzisiejszych. Jak do tej pory nie widzieliśmy drzew mango, a wokół ceglanych domów, których wiele stoi w ruinie, nie ma ani drzew owocowych, ani kwiatów. Oczywiście nie ma prądu, a noce są naprawdę chłodne. W chatach krytych strzechą rozpala się wewnątrz ogniska, a dym przeciska się przez słomę, co wygląda, jakby cały dach parował. Najwidoczniej większość dzieci posiada tylko jeden zestaw odzieży, gdyż rano widzimy je ubrane tak samo i do tego zziębnięte w chłodzie poranka. Na szczęście dla nich dość szybko się ociepla.
Tuż obok wiosek widać połacie ziemi, ze srebrnym lasem dojrzewającej bawełny (…). Zielenią się krzewy manioki, która jest podstawą życia ludności murzyńskiej.
Bawełna to przeszłość. Co do krzewów manioku to istnieją nadal, gdyż mieszanka manioku i kukurydzy jest podstawą mąki, z której wyrabia się kleistą, bezsmakową papkę (ewentualnie jest to smak kleju, co raczej nie jest komplementem). W niektórych wioskach widzieliśmy bananowce, a już zupełną rzadkością są pola ananasowe, które napotkaliśmy tylko koło Sandoa. W każdej wiosce są kury i kozy, choć kurczaka podano nam tylko w misji w Maswika. Bogatsze wioski hodują świnie, natomiast im bliżej równika tym więcej owiec. I oczywiście wychudzone psy, o które tu nikt nie dba. W rejonie Sandoa widzieliśmy farmę krów. Tylko raz widziałem królika oraz stadko kaczek. W Musumba zauważyłem indyki oraz perliczki. Poznany tam były Minister Obrony DR Konga hodował nutrie dla mięsa.
Syci wszyscy, zadowoleni z życia radują się przeżytym dniem, przeżytym beztrosko w otoczeniu pięknych alei palm i mango na podwórkach, obramowanych żywopłotem, za którym dojrzewają banany i ananasy, a także owoce strefy umiarkowanej. Często w murzyńskich ogrodach spotyka się drzewa oblepione złotymi kulami pomarańcz (…).
Raczej nie jestem przekonany, aby obecni Kongijczycy kładli się spać syci. Wieczorami słychać głośny krzyk niemowląt, które podobno płaczą właśnie z głodu. Wydęte brzuszki małych dzieci wypełnione są raczej pasożytami niż pożywną strawą… Ale mimo, że praktycznie wszystkie dzieci chodzą w łachmanach (wygląda na to, że ich koszule pochodzą z darów), to – jak to dzieci – są uśmiechnięte, wesołe i… głośne. Kiedy nie chodzą do szkoły, co jest częstym przypadkiem, zapełniają swój czas zabawami – czy to grą w klasy, czy skakaniem przez „gumę” zrobioną tutaj z traw, czy grą w warcaby, gdzie pionki stanowią kapsle od butelek.
Co uprawia się w okolicy, najlepiej sprawdzić na lokalnym targu. Środa to dzień targowy w Maswika. Na licznych stoiskach widzieliśmy oprócz manioku/kasawy, kukurydzy, orzeszków ziemnych i bananów (5 centów za dwie sztuki), także pomidory, cebule, fasole, papryczki, bakłażany, bataty, ryż i ziemniaki (2$ za wiaderko może dwukilowe), a nawet cytryny. Były też różnorakie ryby, głównie wędzone – od maleńkich, wielkości połowy naszych puszkowych sardynek, do całkiem sporych. W dziale mięsnym panowała koźlina oraz wieprzowina. Widzieliśmy żółwia, którego oferowano do sprzedaży za… 10 centów! Chcieliśmy go kupić, ale i tak raczej prędzej niż później zostałby schwytany i zjedzony. Na targu w Sandoa oferowano kosze z żywymi termitami. Oddzielne stoiska zajmował alkohol, zarówno miejscowy bimber z palmy jak i wino palmowe, które miałem nieprzyjemność spróbować (czysty ocet winny). Na parafii w Maswika poczęstowano nas piwem Skol, w Musumba piwem Simba, a w Sandoa kupiliśmy piwo Tembo za 2,5$/0.6l.
Jak to na każdym targu świata oferowane są usługi głównie gastronomiczne, fryzjerskie (1$ za zwykłe strzyżenie) oraz naprawcze – przede wszystkim naprawa rowerów. W Musumba można było też naprawić magnetofon, magnetowid czy telewizor. Są też stoiska z olejem palmowym, mazutem, czy węglem drzewnym. I oczywiście papierosy z Angoli (30 centów za paczkę) oraz mydło (30 centów za 2 sztuki). Na stoiskach „przemysłowych” króluje chińszczyzna. Przede wszystkim klapki i rozmaite obuwie oraz latarki, u nas niespotykane – stojące urządzenia z niewiarygodną ilością lampek LED, zastępujące brak energii elektrycznej. Liczne jednorazowe zegarki, kłódki, gwoździe i inne materiały budowlane. Każde stoisko danego rodzaju jest praktycznie identyczne. Największą jednak atrakcją każdego targu jesteśmy oczywiście my! W każdym momencie otacza nas gromada dzieciaków, które starają się znaleźć na każdym zdjęciu, kiedy tylko próbujemy je zrobić.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.