Rozgoryczenie, zaskoczenie, smutek - to reakcja polityków PO, PiS i PJN na wyrok uniewinniający gen. Czesława Kiszczaka, który był oskarżony o przyczynienie się do śmierci 9 górników w kopalni "Wujek". SLD uważa, że ta tragedia powinna na zawsze pozostać w pamięci.
Warszawski Sąd Okręgowy uniewinnił we wtorek Kiszczaka, oskarżonego o przyczynienie się do śmierci dziewięciu górników z kopalni "Wujek" w 1981 r.
Poseł PO Jarosław Gowin powiedział PAP, że jest rozgoryczony tą decyzją. "Nawet 30 lat po stanie wojennym nie jesteśmy w stanie osądzić ludzi odpowiedzialnych za zamordowanie górników" - podkreślił.
"Jest coś niezrozumiałego w tym, że po tylu latach od tej tragedii nie potrafimy osądzić winnych. Wyroki są raz skazujące, raz uniewinniające. Wierzę, że będzie apelacja i zapadnie wyrok satysfakcjonujący przede wszystkim rodziny górników" - w ten sposób z kolei decyzję sądu skomentował szef klubu PO, przewodniczący śląskiej Platformy Tomasz Tomczykiewicz.
Sąd podkreślił m.in., że nigdy nie wykazano, aby szyfrogram wysłany przez Kiszczaka do jednostek milicji pozostawał w jakimkolwiek związku z decyzją o użyciu broni palnej w kopalni. Tomczykiewicz nie zgodził się z tą oceną. "Tu opinia publiczna różni się z sądem. My uważamy, że to była jednak przyczyna do tego, że tej broni użyto i że było tyle ofiar śmiertelnych" - powiedział.
Paweł Olszewski (PO) powiedział PAP, że "nie ma najmniejszych złudzeń", że Kiszczak powinien ponosić odpowiedzialność polityczną i etyczną za swoje działania wymierzone w polskich obywateli. "Bez wątpienia będzie to odnotowane na kartach historii" - ocenił.
Zaskoczony wyrokiem jest też szef klubu PiS Mariusz Błaszczak. "To jest wyrok nieprawomocny, liczę na to, że prokuratura złoży apelację" - powiedział poseł dziennikarzom w Sejmie. "Ci, którzy wydawali rozkazy, które następnie skutkowały mordowaniem ludzi, powinni za nie odpowiedzieć" - podkreślił.
Według Błaszczaka, "nie ulega wątpliwości, że mieliśmy do czynienia z morderstwem, że morderstwa dokonali funkcjonariusze ZOMO, a ci funkcjonariusze podlegali generałowi Kiszczakowi". "A więc człowiek odpowiedzialny za to, co wydarzyło się 13 grudnia 1981 roku, powinien ponieść konsekwencje swych decyzji" - dodał.
Wicemarszałek Sejmu Jerzy Wenderlich (SLD) zwrócił uwagę, że rozbieżność, która powodowała różnice w dyskusji na temat tragedii w kopalni "Wujek", spowodowana była tym "czy w szyfrogramie, który Kiszczak wysyłał do ówczesnego komendanta wojewódzkiego MO, była zgoda na użycie broni, czy było to przypomnienie o stanie wojennym i regułach stanu wojennego". "Widocznie sąd uznał, że z szyfrogramu nie można było wnosić, że przyzwolenie na użycie broni zostało wydane" - dodał.
Jak podkreślił w rozmowie z dziennikarzami, tragedia w kompanii "Wujek" powinna pozostać na zawsze w pamięci i "powinna być wskazaniem, że umacnianie instytucji demokratycznych ma sprawić, by nigdy nie powstała już konieczność rozstrzygania czegoś w sposób siłowy".
Janusz Piechociński (PSL) zwraca uwagę, że osądzanie Kiszczaka trwa już wiele lat, ale - jak podkreśla - wynika to z procedur, którymi musi się kierować demokratyczne państwo i system sprawiedliwości, który wychodzi z domniemania niewinności.
"To w tamtym systemie prawa i stanu wojennego, czy bezprawia stanu wojennego można było skazywać ludzi łatwo i wbrew obiektywnym uwarunkowaniom i na tym polega przewaga obecnego systemu nad tamtym" - powiedział PAP poseł.
Jak zaznaczył, w wymiarze politycznym stan wojenny był niekonstytucyjny, dlatego Kiszczak powinien stanąć przed Trybunałem Stanu. Zastrzegł jednak, że w wymiarze karnym bardzo trudno przy rozmytej odpowiedzialności przypisać komuś bezpośrednią winę za dramatyczne wydarzenia z 1981 r.
Poseł Jan Filip Libicki (PJN) odnosząc się do wyroku sądu powiedział: "Jak rozumiem, dzisiejszy wyrok nie jest wyrokiem ostatecznym i prawomocnym, pewnie będą kolejne odwołania, instancje. Niezależnie od wymiaru prawnego tej całej historii, to bardzo smutne jest to, że państwo polskie po 1989 roku nie potrafi tego nie tylko osądzić w sposób właściwy, ale nawet rozstrzygnąć".
"Minęło 22 lata i tak naprawdę ostatecznie nikt nie rozstrzygnął, czy Czesław Kiszczak jest winien czy nie" - powiedział poseł PJN. Według niego, "to słabość polskiego państwa". "Jest to także pewien owoc tego, że po 1989 roku pewne rzeczy i pewne zjawiska - które wcześniej były jasno oceniane - zaczęły ulegać rozmyciu i to jest niedobre" - stwierdził.
Katowicka prokuratura oskarżyła Kiszczaka o umyślne sprowadzenie "powszechnego niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia ludzi", kiedy 13 grudnia 1981 r. jako szef MSW wysłał szyfrogram do jednostek milicji, mających m.in. pacyfikować zakłady strajkujące po wprowadzeniu stanu wojennego. Zdaniem prokuratury Kiszczak - bez podstawy prawnej - przekazał w nim dowódcom oddziałów MO uprawnienia do wydania rozkazu użycia broni. Ta decyzja miała być podstawą działań plutonu specjalnego ZOMO, który 15 i 16 grudnia pacyfikował kopalnie "Manifest Lipcowy" i "Wujek".
Kiszczak wyjaśniał, że nie naruszył prawa. Przekonywał, że nie ma związku między zdarzeniami w kopalniach a szyfrogramem, który - jak mówił - był tylko przypomnieniem dekretu Rady Państwa o stanie wojennym.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.