Trochę mnie dziwi, gdy odkrywam wśród swoich współwyznawców triumfalistyczną wizję Kościoła. Kościoła, który słowem Bożym zawojuje cały świat i rzuci wszystkich niedowiarków, heretyków i odszczepieńców na kolana. Może to i piękna perspektywa, ale chyba niezgodna z tym, co swoim uczniom zapowiedział Jezus Chrystus.
Obrona tego dnia, jako przynajmniej częściowo świątecznego, jest ważna dla przyszłości polskich katolików.
Sporo się ostatnio pisało o maturze z religii. Niespecjalnie lubię ten temat komentować. Bo często trzeba by zacząć od wytknięcia wypowiadającym się mizernej znajomości tematu. Dlatego w sumie ucieszył mnie zamieszczony w Dzienniku komentarz Piotra Zaremby.
Cztery pytania znajdują się na końcu „Listu z Cochabamby", napisanego przez brata Aloisa podczas spotkania młodych z Ameryki Łacińskiej. Sytuacja na tym kontynencie z pewnością bardzo mocno takie pytania narzuca, ale zadać je sobie powinien każdy.
Spośród wielu, czasem gorących informacji ostatnich dni, zaciekawiła mnie szczególnie jedna. Widać niepozorna, sądząc z braku reakcji na nią prasy i naszych serwisowych komentatorów. Ale mnie aż zaświeciły się oczy.
Wielokrotnie w dziejach Kościoła wierni świeccy mieli znaczący wpływ na podejmowane decyzje. Mimo to Kościół nie stał się instytucją opartą na demokracji.
Wprowadzenie matury z religii (czyli wiedzy o Kościele katolickim i jego nauczaniu) powinno zależeć jedynie od opracowania standardów tego egzaminu i ustalenia programu nauczania. Nie widzę powodów do stawiania innych ograniczeń.
„Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę" - pisał niegdyś św. Paweł w Liście do Rzymian narzekając na słabość ludzkiej natury. Czasem jednak sytuacja jest jeszcze trudniejsza: ktoś świadomie decyduje się na zło przekonany, że tylko tym sposobem może ochronić jakieś ważne dobro.
Nie mam pewności, czy nie otwieramy nowego pola do swarów i gorszących awantur.
Warto, by takich działań było jak najwięcej i by były nagłaśniane. Nie dla reklamowania pomagającego, a dlatego, żeby każda przyszła matka miała świadomość, że nie jest sama.