"Przyjechaliście, żeby zobaczyć żywego dyktatora (...) jedynego i ostatniego w Europie" - powtarzał z upodobaniem i ironią prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka, udzielając we wtorek wywiadu agencji Reuters. Zapewnił, że w jego kraju rewolucji nie będzie.
- Nie ma sensu porównywać polityki Białorusi i Bliskiego Wschodu. Kilka osób przy pomocy portali społecznościowych próbowało zaostrzyć sytuację w kraju - mówił, wspominając ubiegłoroczne "milczące protesty". - Nic się jednak nie udało. U nas codziennie się coś zmienia, nie ma szansy, żeby rewolucje przyszły na Białoruś.
Łukaszenka podczas wywiadu wręcz wykrzyknął oskarżenie wobec europejskich polityków, zrywając się z krzesła. - Nie podoba się wam, że mamy dobre stosunki z Rosją. To uwarunkowanie naszej historii. W czasie ostatniej wojny razem walczyliśmy przeciwko faszystom. Nie pozwoliliśmy was Europejczyków przerobić w niewolników waszego własnego Fuehrera! - powiedział w wywiadzie.
58-letni przywódca Białorusi nie ustaje w powtarzaniu swym gościom, że Białoruś to geograficzne centrum Europy, lecz to państwo liczące 9,5 mln mieszkańców nie hołduje takim wartościom demokratycznym, jak jego zachodni sąsiedzi.
Łukaszenka obiecuje modernizację gospodarki i zbudowanie opartego na partiach systemu politycznego, lecz całkowicie wyklucza rewolucję na Białorusi na kształt arabskiej wiosny.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.