Stałe źródło dochodu z okradania i wymuszania haraczy od rówieśników i młodszych kolegów uczyniło sobie czterech śląskich gimnazjalistów. 15-latkowie staną za to przed Sądem Rodzinnym. Katowiccy policjanci udowodnili im 42 rozboje i wymuszenia.
Jak poinformował PAP w czwartek nadkomisarz Michał Gruszczyński z katowickiej policji, ofiarą napastników padło w ub. roku kilkanaście osób - ich rówieśników i młodszych kolegów. Zastraszeni oddawali kwoty od 2 do 5 zł, czasem nawet codziennie. Z tych pozornie niewielkich kwot młodzi bandyci zbierali sumy rzędu 400 zł miesięcznie.
"To byli czterej piętnastolatkowie - na pozór niewyróżniający się z otoczenia. Znaleźli sobie jednak grupę miękkich kolegów, których zdołali zastraszyć" - powiedział Gruszczyński. Zaznaczył, że sprawa nie wyszłaby na jaw, gdyby nie jeden z ojców okradanych uczniów, który o sprawie powiadomił dyrekcję szkoły.
Jak mówił Gruszczyński, ojciec dawał synowi stałe kwoty rzędu 20 zł. Gdy chłopak zaczął częściej niż dotąd upominać się o pieniądze, nie potrafiąc tego logicznie uzasadnić, dopytywany z płaczem przyznał, że musi regularnie "odpalać dolę" swoim szkolnym kolegom. Jego ojciec poszedł ze sprawą do dyrekcji gimnazjum, a ta wezwała policję.
Przestępstwa wyszły na jaw w czerwcu, od tego czasu policjanci z referatu ds. nieletnich i patologii katowickiej policji zebrali materiał, który pozwoli na postawienie nieletnich przestępców przed Sądem Rodzinnym.
Według policjanta, podobnie jak w tym przypadku, zwykle młodzi ludzie nie zdają sobie sprawy, że popełniają przestępstwo określone w kodeksie karnym. Coraz częściej też policjanci spotykają się z brutalnym zachowaniem młodych ludzi względem swych rówieśników.
"Dlatego też podczas spotkań z młodzieżą szczególnie akcentujemy kwestię odpowiedzialności nieletnich. Chociażby po to, by za piętnaście lat nie mieli przez przestępczą przeszłość problemów ze znalezieniem pracy" - podkreślił Gruszczyński.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.