Jest to książka z tezami, które mają charakter napaści na pozytywny wizerunek zachowań z przeszłości, jaki mają Polacy – mówi profesor Jan Żaryn w rozmowie z KAI o „Złotych żniwach” Jana Tomasza Grossa.
Gross mówi, że jeśli Polacy nawet pomagali Żydom, to dlatego by się na tym dobrze dorobić...
– Oczywiście mówiąc o pomocy w czasie wojny, trzeba pamiętać o ówczesnych realiach. Trzeba przypomnieć, że Żydów ratowało wielu Polaków o poglądach prawicowych (pisałem o tym w jednej z książek wydanych przez IPN, za co spotkała mnie swego czasu ostra nagonka ze strony środowisk naukowych), choć – z oczywistych przyczyn – wśród ratujących było więcej przedstawicieli lewicy. To naturalne, gdyż Żydzi mieli z tymi środowiskami, wcześniej o wiele lepsze kontakty. Np. BUND żydowski w oczywisty sposób współpracował z PPS. Należy wiedzieć, jak dramatyczne były warunki ekonomiczne ludności polskiej w Generalnej Guberni. Po pierwsze blisko 900 tysięcy Polaków zostało przepędzonych z zachodniej części Polski do GG. Poza tym, bardzo wielu Polaków – wraz z upadkiem państwa, jego rozlicznych instytucji – straciło pracę w 1939 i to na trwałe. Panowały więc katastrofalne warunki egzystencji. Niemcy wprowadzili rabunkową gospodarkę, wymianę pieniędzy, w końcu drastyczne normy kaloryczne dla polskiej ludności. Kartki powodowały, że każdą dodatkową – a niezbędną do przeżycia – żywność należało kupować na czarnym rynku. A rynek ten był nastawiony na maksymalizację zysków. Nie miało to nic wspólnego z rasowym, czy etnicznym widzeniem świata. Ratowany Żyd, nie mający żadnych kartek, pogarszał sytuację ekonomiczną polskiej rodziny, w której mieszkał; która go ratowała. Bywało, że w Warszawie – rodziny wcześniej bogate i mające duże mieszkania – podczas wojny wynajmowały za pieniądze pokój. Jeśli ktoś na tej zasadzie przyjmował Żydów, trudno się dziwić, że towarzyszyła temu konieczność zapłaty. Moja część rodziny np. chcąc przeżyć wojnę sprzedawała sukcesywnie, po potwornie niskich cenach – bo wyjścia nie było – działki z podwarszawskiego majątku. Czy to znaczy, że kupujący byli „antyPolakami”?
Druga sprawa, to postawy samych Żydów, dla których czynniki handlowe były sprawą oczywistą. Żydzi ukrywali się w polskich rodzinach w warunkach niezwykle prymitywnych, gdzieś na strychu, w ziemiance czy w piwnicy. W jednym z numerów „Zagłady Żydów” został zaprezentowany dziennik żydowskiej kobiety, która w wraz z mężem była ratowana w polskiej rodzinie. Otaczającą ją rzeczywistość postrzegała z perspektywy tego „kąta”, w którym się znajdowała. Pieniądze, jakie posiadała zakopane gdzieś, były dla niej gwarancją, że jest kimś suwerennym wobec tych Polaków, których do końca nie zna. Nie wiedziała na jak długo może liczyć na pomoc. Z jej perspektywy był to pewien rodzaj handlu. Żyd zaczynał prosić o pomoc nie odwołując się do Pana Boga, tylko do obopólnego interesu, np. prosząc o przechowanie dobytku. Była to transakcja korzystna dla obu stron. A decyzja na nią wcale nie była łatwa. Mogło się to skończyć karą śmierci. Dzisiaj operujemy liczbą ok. 1000 Polaków zamordowanych za pomoc Żydom. Autorzy projektu INDEX prowadzonego od lat przez IPN już w marcu tego roku wprowadzą do obiegu naukowego kilkaset nowych przykładów. Nie chcę im odbierać satysfakcji z ich dokonań, stąd więcej na temat dowiedzą się państwo w marcu.
Gross stawia zarzut, że nie pomagało Żydom dostatecznie polskie państwo, działające w podziemiu.
– Cytuje Dariusza Libionkę, ale Libionka pisze od niego znacznie inteligentniej. Próbuje udowadniać, że polskie państwo przeznaczało na pomoc Żydom zaledwie kilka procent swego budżetu – głównie w latach 1942-1944. Ale wnioskuje ideologicznie, że jest to odzwierciedleniem antysemityzmu. Autor zapomina, że polskie państwo podziemne miało na celu przede wszystkim odzyskanie niepodległości. Pomoc Żydom nie mogła być priorytetem, a jednocześnie wpisywała się od samego początku w pomoc charytatywną dla wszystkich obywateli II RP – bez klucza rasistowskiego – np. dla rodzin więzionych, a zatem także Żydów, czy oficerów polskich przebywających w oflagach. Do 1941 r. do gett przybywała także – za pośrednictwem m.in. dyplomacji amerykańskiej czy też tamtejszego Czerwonego Krzyża – pomoc rozdzielana przez Samopomoc żydowską (kierowana m.in. przez E. Ringelbluma, Guzika i innych). RGO wspierało tak Polaków, jak i Żydów. Ważniejszym priorytetem od początku była np. organizacja podziemnego szkolnictwa czy ochrona dóbr kultury, a przede wszystkim przygotowanie do powstania ogólnonarodowego, szkolenie kadr, itd. Natomiast od czasów Zagłady, szczególnie w latach 1943-1944 znaczne sumy przenoszone do kraju z narażeniem życia w ogóle nie trafiały do odbiorców. Ginęli kurierzy, ginęły pieniądze. Pisał o tym ostatnio przekonywająco dr Waldemar Grabowski, polemizując z dr Libionką.
Zorganizowana pomoc Żydom zaczęła się nie przypadkowo po lipcu 1942 r., czyli po likwidacji 200 tys. Żydów z getta warszawskiego. Ale wspieranie Żydów przez państwo podziemne nie ograniczało się do pomocy finansowej. Towarzyszyły mu działania polskiej dyplomacji, mające na cele przekazanie na Zachód informacji o rozpoczynającej się zagładzie oraz zachętę aliantów do działań w obronie Żydów. Polska dyplomacja krzyczała na cały świat w obronie Żydów, tylko nikogo wówczas to nie interesowało. Te działania także były niebezpieczne, o czym świadczą losy „cichociemnych” skaczących do kraju, czy też licznych kurierów wysyłanych przez środowiska polityczne i struktury PPP na Zachód.
Kolejną sprawą jest troska struktur sądowych państwa podziemnego o poczucie sprawiedliwości, gdy popełniane są przestępstwa. Stefan Korboński, stojący na czele Kierownictwa Walki Cywilnej (potem jako członek KWP, kierując walka cywilną), w pracy „Polacy, Żydzi, holokaust”, informuje, że z wyroków sądów cywilnych karano szmalcowników i tych którzy dopuścili się zbrodni na Żydach. Zdarzało się nawet, iż – ku przestrodze – wypisywano fałszywe dane dotyczące osób rozstrzelanych za to przestępstwo, tak by nastraszyć potencjalnych złoczyńców. Był to rodzaj akcji edukacyjno-represyjnej, mającej na celu ochronę mniejszości żydowskiej. Książkę tę Korboński napisał w latach 80-tych, próbując wejść w dyskusję z amerykańskimi Żydami, którzy publikowali kompletne bzdury na temat Polaków. Udowadnia, że podziemne sądy zdecydowanie karały za szmalcownictwo i donosicielstwo, tam gdzie mogły dosięgnąć ze swą ręką sprawiedliwości. Oczywiście, karano także za przestępstwa skierowane przeciwko Polakom.
Gross nazywa Kościół „wielkim nieobecnym”, który nie zabierał głosu w obronie Żydów. Wspomina tylko zwierzchnika Kościoła greckokatolickiego w Polsce, metropolitę Andrzeja Szeptyckiego.
– Poza metropolitą Andrzejem Szeptyckim i jego bratem ojcem Klemensem, ihumenem klasztoru studytów w Uniowie, dzięki którym wielu Żydów ocalała, przechowywani byli oni także w bardzo innych klasztorach katolickich bądź seminariach duchownych. Jeśli chodzi o żeńskie zgromadzenia zakonne, to – jak wskazują na to ostatnie ustalenia – nie było zgromadzenia, a bodaj i domu zakonnego, w którym by nie przechowywano (szczególnie) żydowskich dzieci. Czy to się nazywa obojętność?
Druga sprawa to pytanie, na ile ta sprawa była obecna w homiletyce podczas wojny, choćby w zawoalowany sposób, gdyż wprost o Żydach nie można była mówić. Analizowałem pod tym kątem homilie (i szkice do nich) m.in. bp. Stanisława Łukomskiego z Łomży, związanego z endecją. Bardzo konsekwentnie nauczał on czego nie wolno robić podczas wojny; wśród tych wojennych patologii wyliczał prostytucję, grabież cudzego mienia, zabójstwa pospolite, wpisujące się w politykę okupanta. Wykazywał jak głęboko Niemcy deprawują społeczeństwo polskie i zachęcał, aby tej deprawacji się nie poddać. Biskupi wspierali pomoc poprzez wydawanie zezwoleń na skrócone do minimum przygotowania do chrztu św., zezwalali na fałszowanie metryk i wydawanie nieprawdziwych zaświadczeń parafialnych, a także osobiście przechowywali Żydów w swoim najbliższym otoczeniu (przykładowo, nie ma żadnej oficjalnej wypowiedzi abp Bolesława Twardowskiego na temat wstawiania się za ludnością żydowską, z tegoż samego Lwowa co abp Szeptycki, a jednocześnie są wiarygodne relacje, że osobiście chronił w swoim najbliższym otoczeniu, w pałacu, konkretną rodzinę żydowską).
Wreszcie pytanie, na ile poszczególni księża wspierali moralnie tych, co ratowali Żydów? Znam relację, kiedy Polka pyta kapłana czy ratować konkretnego Żyda, ponieważ grozi jej i najbliższym kara śmierci. Kapłan mówi kobiecie, żeby ratowała, choć wybór w sumieniu nie był łatwy. Podobnie było z moją Mamą, która dostała kilku Żydów do przechowania od s. Matyldy Getter, przełożonej sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi. Mama, kiedy nie mogła już wytrzymać psychicznie, gdyż miała dwójkę małych dzieci (2 lata i kilka miesięcy; we dworze były też dzieci jej siostry, Jadwigi Olizar), powiedziała jej że ma już dosyć, gdyż obawia się o los dzieci. Na co siostra spojrzała jej prosto w oczy, zadając krótkie pytanie: „A Pani jest chrześcijanką?” Mama wyszła jak niepyszna i oczywiście kontynuowała opiekę nad Żydami. To nie były łatwe wybory. Maria Okońska opisuje, jak w momencie wybuchu insurekcji w stolicy, wraz z przyjaciółkami – jako podopieczne ks. Stefana Wyszyńskiego – zadały mu pytanie: Ojcze, czy mamy iść do powstania? I odpowiedział: „tak”, a potem sześćdziesiąt parę dni i nocy modlił się o ich powrót. Zawierzyły mu i – szczęśliwie – przeżyły.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.