Jest to książka z tezami, które mają charakter napaści na pozytywny wizerunek zachowań z przeszłości, jaki mają Polacy – mówi profesor Jan Żaryn w rozmowie z KAI o „Złotych żniwach” Jana Tomasza Grossa.
„Autor pragnie przekazać światu insynuację, że jesteśmy narodem, który dlatego, że jest katolicki, to tym bardziej był skłonny do mordowania, rabowania i donoszenia na Żydów” – dodaje. Wyjaśnia ponadto, iż „nie ma cienia wątpliwości, że najsilniejszą motywacją do ratowania Żydów był katolicyzm”.
A oto pełen tekst wywiadu:
KAI: Czy książkę Jana Tomasza Grossa „Złote żniwa” możemy zaliczyć do literatury naukowej?
Prof. Jan Żaryn: Sam autor mówi, że jest to esej, a więc gatunek literacki nie mający wiele wspólnego z działalnością naukową. Problem polega na tym, że jest to książka napisana przez osobę inteligentną i potrafiącą się posługiwać piórem. Opracowanie to nie jest adresowane do ludzi znających temat, lecz cynicznie skierowana została do ignorantów, aby ich w tej ignorancji utrwalić. Jest to książka z tezami, które mają charakter napaści na pozytywny wizerunek zachowań z przeszłości, jaki Polacy na ogół mają na swój temat. Wizerunek ten mówi, że byliśmy narodem heroicznym, w czasie II wojny światowej nie mieliśmy Vidkuna Quislinga, lecz walczyliśmy i stworzyliśmy polskie państwo podziemne, co było ewenementem w skali europejskiej. W tym pozytywnym wizerunku jest też miejsce na pamięć o tym, że ratowaliśmy Żydów z narażeniem życia własnego i bliskich.
Taki wizerunek Polaków irytuje Jana Tomasza Grossa. Pragnie więc przekazać światu insynuację, że jesteśmy zupełnie innym narodem. Narodem, który de facto podporządkował się Hitlerowi. Narodem, który dlatego, że jest katolicki, to tym bardziej był skłonny do mordowania, rabowania i donoszenia na Żydów, gdyż katolicyzm związany jest z postrzeganiem Żydów, wyłącznie poprzez pryzmat odpowiedzialności za śmierć Chrystusa. Wobec tego zemsta lub wroga obojętność dla katolików jest czymś naturalnym. Nie muszę dodawać, iż tezy te są przede wszystkim prymitywne, wysyłane w świat nie znający realiów relacji polsko-żydowskich tak przed 1939 r., jak i powstałych w totalnie zmienionych warunkach okupacyjnych.
Jest to książka oparta na dziwnej „metodologii”. Jej narracja przeplatana jest nieustannie przypomnieniami o pewnym zdjęciu wykonanym niedługo po wojnie na terenie obozu w Treblince. Widać tam grupę chłopów i mundurowych na tle ludzkich czaszek, szczątków ofiar. Choć ani autor, ani my nic nie wiemy kogo przedstawia fotografia i co ci ludzie tam naprawdę robili, Gross w pewnym momencie wypowiada kategoryczną tezę, że wie już wszystko, a nawet więcej, np. wyraz twarzy jednej z siedzących tam kobiet, jest wyrazem osoby bezwstydnej, która pewnie musiała ustawicznie zajmować się grabieżą Żydów. Jest to przykład „metodologii” stosowanej przez Grossa, na której oparte jest całe przesłanie tej książki. Po artykule w „Rzeczpospolitej”, którego autorzy dotarli do historii tego zdjęcia, wiemy przynajmniej tyle, że Gross nie zainteresował się dotarciem do prawdy.
Jak zawsze przy okazji pojawiania się kolejnych prac tego Pana, zachodzi podejrzenie, że sensu jej wydania należy szukać w sferze pozamerytorycznej. Jak sądzę, Gross pełni rolę forpoczty wobec bardziej naukowych publikacji, jakie niebawem mają ponoć ujrzeć światło dzienne. A będzie to analiza dokumentów, jakie przedstawi grupa takich historyków jak prof. Barbara Engelking-Boni, dr Dariusz Libionka czy dr Jacek Leociak i dr Jan Grabowski. Nie można im zarzucić nierzetelności warsztatowej. Będą próbowali szczegółowo ukazać, co działo się w poszczególnych miejscowościach Generalnej Guberni. Ukazywać będą postawy Polaków, negatywne i pozytywne. W jednym z ostatnich numerów „Tygodnika Powszechnego” wyartykułowali jednak tezy bardzo podobne do tez Jana Tomasza Grossa. Sam jestem ciekaw, jak zanalizują źródła – szczególnie powojenne procesy z dekretu z 31 VIII 1944 r. (tzw. „sierpniówki”) – w których znajdują się liczne przypadki oskarżeń o zabójstwo Żydów w czasie wojny. O kolaborację z Niemcami (a te czyny zaliczano do tej kategorii) oskarżano także polskich niepodległościowców, lokalnych żołnierzy AK, BCh czy NSZ, szczególnie z formacji akcji specjalnej, którzy wykonywali wyroki śmierci np. na kolaborantach. Trudno często dociec prawdy, gdyż pod wpływem tortur oskarżeni przyznawali się do – być może – nie popełnionych czynów, a jeśli popełnionych to z racji wykonania wyroku na wrogu Polski. W czasach stalinowskich udowadnianie swoich racji nie chroniło przed stryczkiem, a wręcz odwrotnie przybliżało do niego. Problem polega na tym, że trzeba te dokumenty czytać z nadzwyczajną ostrożnością i do końca, także tę ich część, która pochodzi z lat po 1956 i po 1989 r., kiedy to wychodzący z więzień lub ich rodziny – wówczas oskarżanych haniebnie ludzi o kolaborację z Niemcami – próbowały szukać sprawiedliwości odwołując swoje zeznania.
Drugim problemem metodologicznym jest – widoczna u wyżej wymienionych historyków – kwestia przyjęcia wrażliwości i pamięci żydowskiej za obiektywne, co z góry oddala tych autorów od chęci zaprezentowania faktycznych racji i uwarunkowań strony polskiej. Przykładowo, fakt, że ludzie Kościoła przede wszystkim starali się nieść pomoc Żydom-katolikom zmuszanym przez Niemców do przebywania w getcie, wynikał nie z selekcji osób potrzebujących, według cynicznego klucza, ale z racji realnych uwarunkowań, w tym postawy Żydów ortodoksyjnych. Podobnie fakt, że Polacy pomagali Żydom za pieniądze, nie wynikał z chciwości, choć i takie przypadki istniały, ale z racji obiektywnej sytuacji ekonomicznej w GG, w którym Niemcy stłoczyli także Polaków (m.in. wypędzonych z Kraju Warty), w którym ceny żywności przemycanej do miasta siłą rzeczy rosły, a wielu Polaków potraciło od 1939 r. pracę lub dochody bo przestaliśmy mieć wolne państwo (urzędnicy państwowi, samorządowi, nauczyciele, udziałowcy spółek, itd., itd). Obawiam się, że ten kontekst polski – niech będzie że egocentryczny – autorom umknie zbyt łatwo, choćby dlatego że siłą rzeczy nie był obecny w pamięci żydowskiej opartej na własnym równie egocentrycznym i spaczonym zarazem polu widzenia ówczesnej rzeczywistości.
Zasadnicza teza książki Jana Tomasza Grossa brzmi, że Polacy pomagali Niemcom w zagładzie Żydów. Autor informuje, że podczas wojny zamordowaliśmy od 100 do 200 tys. Żydów. Jaka jest wiedza na ten temat polskiej historiografii?
– Przede wszystkim wiadomo, że podczas wojny Polakom udało się uratować 50-60 tys. Żydów. Są też liczby szacujące liczbę uratowanych na 100 tys.
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.