Eta oczjeń intjeresna – jak mawia znajoma Ukrainka.
W felietonie sprzed tygodniem napomknąłem o „Sprzedawcach” Kevina Smitha – kultowym filmie pokolenia X. Ale to były lata ’90. Tymczasem w kinach króluje od jakiegoś czasu „M3GAN” – pierwszy film pokolenia Tik Toka! Albo Ćik Ćoka, jak to wymawia jedna z czeskich prezenterek radiowych.
Horror, czyli kompletnie nie moje klimaty, ale z drugiej strony - film o lęku przed sztuczną inteligencją, która wymknęła się twórcom spod kontroli. O której tyle ostatnio się pisze, a i ona sama pisze już nam przecież nawet artykuły.
Sztuczna inteligencja napisała dla nas artykuł o przyszłości prasy w Polsce. Co się wydarzy? – chwoliły sie na początku roku Wirtualne Media.
A mnie się przypominają właśnie wspomniane lata ’90. I szał na „Matrixa” . I lęk przed internetem, wirtualną rzeczywistością, drugim życiem (ktoś w końcu zamieszkał na dobre w tym „Second Life”?).
Teraz na horyzoncie mamy Metawersum. Choć niektórzy twierdzą, że Metawersum było już przed Second Life.
Eta oczjeń intjeresna – jak mawia znajoma Ukrainka. Ja jednak poczekam z wnioskami, żeby nie przejechać się jak ci, którzy już nawet Boga dopatrywali się w „Matrixie”.
Znacznie bardziej interesuje mnie pokolenie Tik Toka, czyli z tego co wyczytałem w internetach, Generacja Z. Ta zaś, jak w jednym z wywiadów powiedziała Dominika Lasota:
żyje w toksycznej kulturze osiągania, ambicji. Musimy bez ustanku pracować, najlepiej po osiemnaście godzin, pisać kolejne prace, zaliczać niezliczone konkursy, żeby potem wpisać je w esej, który wyślemy na uczelnię, albo żeby zapunktować u nauczycieli, rodziców, rówieśników.
No nieźle. Jako X kompletnie tego nie rozumiem. Wyścig szczurów zawsze wydawał mi się jakąś paranoją. Nie lepiej pilnować swoich pasji? Poprzestawać na małym? Próbować cieszyć się tymi mikro-cudami, które każdego dnia nam się trafiają?
O! W opublikowanej niedawno książce „Szczęście jest bliżej niż myślisz”, z tekstami ks. Pawlukiewicza, znaleźć można taką oto historię:
Oto pewien rybak siedział na brzegu i patrzył w dalekie morze. Zauważył go wścibski turysta, który akurat tamtędy spieszył zobaczyć kolejną atrakcję, może latarnię morską, i zagadnął:
– Iloma łodziami wypływa pan w morze?
– Jedną. Nie mam ich więcej – odpowiedział rybak.
– Ma pan tylko jedną łódź? Szkoda. Gdyby miał pan dwie, wtedy połów byłby dwa razy większy. To przyniosłoby panu pieniądze na kolejny kuter. Potem byłyby następne kutry, stoisko na targu, rybna restauracja, fabryka konserw – mówił jak w ekstazie turysta.
– A potem? – przerwał rybak.
– Potem nie potrzebowałby pan w ogóle nic robić. Mógłby pan szczęśliwy siedzieć cały dzień na brzegu i kontemplować morze.
– To robię już teraz, tylko tyś mi przeszkodził – odparł rybak…
*
Mam nadzieję, że ta krótka, acz treściwa historyjka „daje do myślenia”. A teraz, na koniec jeszcze humorystyczny, amerykansky teledysk. Ja się utożsamiam :)
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.