Myśląc o ginących zwyczajach, ale i o przedświątecznym, naznaczonym zakupami, szorowaniem okien i podłóg czasie, coraz częściej zastanawiam się ile jest przygotowania do Świąt w przygotowaniu do świąt.
Zacznę od przydługiego nieco cytatu. „Młódź dokazywała w Wielką Środę również inaczej. Spuszczała z chóru kota w garnku z popiołem i goniła nieboraka, a kiedy po tzw. ciemnej jutrzni księża uderzali brewiarzami o ławki przy czytaniu psalmów, kościelni zaś kolejno gasili świece – waliła kijaszkami, gdzie popadło, aż mury zadawały się pękać z łoskotu. Wisusów temperowano, niejednemu nacierając dobrze uszu, lecz wnet następował Wielki czwartek, milkły dzwony, w kościołach korzystano jedynie z drewnianych kołatek i mili chłopcy znowu szukali okazji do hałasu. Sporządzali nawet specjalne machiny: deseczki obracające się wokół ciągnionego kloca trajkotały – a wszystko to, świdrując ludziom w uszach, powodowało nowe interwencje i nowe pościgi. Czy zawsze? Zdaje się, iż mimo pewnych narzekań, lubiano te koncerty. W każdym razie niezbyt źle musiały być widziane, skoro w miastach różne klekotki i grzechotki znajdowały się nawet w handlu. Ale nie tylko jakieś płoche gonitwy i wymysły gołowąsów składały się na obyczajność pełnych przecież żałoby, skupienia i pobożności dni przed Zmartwychwstaniem” (Józef Szczypka, Kalendarz polski, s.86-87).
Autor Kalendarza koncentruje się w dalszej części na opisie kalwaryjskiego misterium. My natomiast zajrzyjmy na Kujawy, gdzie po jutrzni w Wielką Środę i dnia następnego, pobożne niewiasty, patrząc na zasłonięty krzyż i puste tabernakulum, śpiewały: „Cóż to, cóż to? Pana nie ma! Pan na pewno ukrył się. Wypatruję Go ocyma. Nie ma Pana! Nie ma. Nie!” Próżno starej pieśni szukać w śpiewnikach. Przekazywana ustnie z pokolenia na pokolenie ginie, albo już nawet zaginęła w mrokach historii. Bynajmniej nie z powodu reformy liturgicznej ostatniego Soboru.
Myśląc o ginących zwyczajach, ale i o przedświątecznym, naznaczonym zakupami, szorowaniem okien i podłóg czasie, coraz częściej zastanawiam się (pamiętacie: ile jest cukru w cukrze?) ile jest przygotowania do Świąt w przygotowaniu do świąt. Mała i duża litera są celowym zabiegiem (gdyby ktoś się nie domyślił).
Co prawda w ostatnich dniach i godzinach dwie burze przeszły przez katointernet. Pioruny jednej uderzyły w Judasza i Apostołów, druga uderzała w patriarchalną Mszę Wieczerzy Pańskiej. Ale – powiedzmy szczerze. Obie zainteresowanie wzbudziły w wąskim kręgu zwalczających się nawzajem plemion. Pozostali nawet ich nie zauważyli, goniąc do sklepu po brakujący na świąteczny stół chrzan. Warto jednak spojrzeć na te dyskusje, jak i na zaprzeszły zwyczaj walenia kijkami po ławkach w czasie ciemnych jutrzni, z innej perspektywy.
Liturgia Godzin. Czyli brewiarz. Niesłusznie kojarzona z modlitwą księży. Boć w podtytule jasno stoi: „Codzienna modlitwa Ludu Bożego”. W niespiesznej lekturze i medytacji zauważamy, że Ojcowie Kościoła, w przedświątecznych rozważaniach, nie koncentrowali się ani na Judaszu, ani na Apostołach, ani na tym wszystkim, co niegdyś znajdowało się w centrum pobożności ludowej. Ich katecheza (jak to ktoś ujął: pouczenia bez moralizowania) jest konsekwentnym ukazywaniem związku między Wcieleniem i Odkupieniem. Przywołajmy, choćby dla przykładu, lekcję ze Świętego Augustyna, czytaną w Wielki Poniedziałek.
„Kimże bowiem jest Chrystus, jeśli nie Tym, co ‘na początku było Słowem, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo?’ To właśnie Słowo Boże ‘stało się Ciałem i zamieszkało wśród nas’. Jeśliby bowiem nie przyjęło od nas śmiertelnego ciała, samo w sobie nie miałoby niczego, co by mogło za nas umrzeć. W ten sposób Nieśmiertelny mógł ponieść śmierć i tak zechciał dać życie śmiertelnym: Uczynił później uczestnikami siebie tych, których sam najprzód stał się uczestnikiem. Nie od siebie bowiem mamy to, że możemy żyć, ano On od siebie to, że mógł umrzeć. Dziwnej zaiste dokonał z nami zamiany tego wzajemnego uczestnictwa: Naszym było to, przez co umarł, a Jego to, dzięki czemu żyć będziemy”.
Jeśli już przy Ojcach Kościoła jesteśmy… Obserwując liturgię Triduum Paschalnego jako duszpasterz zauważyłem jej stopniowe rozkręcanie się. Na Mszy Wieczerzy Pańskiej garstka, trochę lepiej w Wielki Piątek. Wigilia Paschalna średnio (pomijając tłumy na święconce). O tym, że to jeszcze nie święta choćby strój codzienny, nieodświętny, świadczy. Gdy tymczasem już wspomniany wyżej Święty Augustyn pisał: „Zwróć uwagę na Święte Triduum Chrystusa Ukrzyżowanego, Pogrzebanego i Zmartwychwstałego. W starych Pismach nie ma przepisu, w jakim czasie należy obchodzić Paschę... ponieważ jednak w Ewangelii jasno jest określone, w którym dniu Pan został ukrzyżowany, spoczywał w grobie i zmartwychwstał, nakazane zostało zachowywanie tych dni przez narady ojców i cały świat chrześcijański jest przekonany, że w ten sposób należy obchodzić Paschę”.
Że Triduum jest całością świadczyć może choćby to, że po Mszy Wieczerzy Pańskiej nie ma błogosławieństwa i rozesłania; podobnie po Liturgii Męki Pańskiej. Błogosławieństwem i rozesłaniem kończy się dopiero Wigilia Paschalna. A – co ciekawe – ranna Msza w niedzielę jest drugą Mszą Zmartwychwstania Pańskiego. Przy okazji być może Czytelnik zauważy i zrozumie dlaczego w naszych kalendarzach nie ma Wielkiego Czwartku, Piątku i Soboty. Jest Chrystus Ukrzyżowany, Pogrzebany i Zmartwychwstały. Ten trójpodział nie jest wymysłem soborowej reformy, ale powrotem do Ojców.
Do spuszczania z chóru kota w worku i waleniem kijkami po ławkach pewnie już nie wrócimy. Zresztą w tym przypadku akurat nie ma po co. Może jednak wrócimy do czasu, gdy centrum Wielkiego Tygodnia i Triduum będzie przeżywanie w liturgii i poza nią tajemnicy Chrystusa Ukrzyżowanego, Pogrzebanego i Zmartwychwstałego, a cała – okołoświąteczna – reszta, będzie tylko mało znaczącym dodatkiem. Być może to jest klucz do odnowy Kościoła.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.