Kościół od samego początku żyje w napięciu pomiędzy wczoraj i dziś, początkiem i końcem, już i jeszcze nie, tajemnicą ujawnioną i jeszcze zakrytą.
Jeśli większość chciałaby np. 10 procent społeczeństwa zepchnąć do roli niewolników, to jej wolno?
Książki, po których nie spodziewamy się zbyt wiele. Zacierające się w pamięci tytuły. Autorzy, których zwykło się pomijać milczeniem. Pierwsi przyznamy, że przeważnie żadna tam Literatura przez duże L. Ot, czytadło zwykłe. Z rodzaju tych rzucanych w kąt z zakładką w środku – bo kończy się podróż, urlop.
I wszystko jasne? Szkoda tylko, że takie – nomen omen – kiepskie…
Kościelny savoir-vivre rozpala, zwłaszcza w dni upalne, internetowe fora do czerwoności.
Niektórych przypadków odejścia od powołania lub wiary tylko się domyślamy. Osądzać nam nie wolno. A co nam wolno? Więcej niż wolno – trzeba dokładać starań, by nikt, tak serdecznie i po ludzku sam nie został.
Piekło jeszcze bardziej otwiera swe bramy i możliwym okazuje się zło tak wielkie, że aż niewyobrażalne.
Czyli odrobina zamieszania wokół kalendarza liturgicznego.
Zbyt wiele razy zło rozpleniło się, bo porządni ludzie milczeli.
Powiadają, że ryba psuje się od głowy. Potwierdzone. A jednocześnie jakże wygodne dla tych, którzy tak chętnie zajęliby miejsce owej głowy: zepsutej, a przez to szkodliwej, zbędnej.