„W Bogu pokładamy ufność”, deklarują Amerykanie w swoim oficjalnym zawołaniu. To takie inne od dogmatów o zbawczej roli euro i unijnej biurokracji.
To kraj, o którym Bóg zapomniał – mówił mi parę lat temu rozczarowany Ameryką znajomy. Po blisko 10 miesiącach spędzonych w Stanach Zjednoczonych sam również nie miałem najlepszego zdania o tej nowej ziemi obiecanej. Jednak choć podzielałem gust i odczucia kolegi, miałem wątpliwości, czy całkiem trafnie miesza w to „pamięć” Pana Boga. Bo nawet przy całkowitym zrozumieniu metaforycznego charakteru tej wypowiedzi, trudno przecież mówić o zapomnieniu przez Boga o kimkolwiek, a tym bardziej o kraju, w którym o Bogu, mimo wszystko, pamięta się nawet na banknotach.
„In God we trust” (W Bogu pokładamy ufność) jest oficjalnym mottem USA od 1956 roku. Sentencja, znana na całym świecie przez obecność na amerykańskich banknotach, pojawiła się jednak już znacznie wcześniej, w 1864 roku, na dolarowych monetach. Teraz zaś amerykański Kongres w specjalnej uchwale wezwał do promowania hasła we wszystkich instytucjach publicznych. To takie inne od obowiązującego w dużej części Europy milczenia o Bogu. Oczywiście, można się zastanawiać, czy to głębokie wyznanie wiary czy tylko formuła grzecznościowa religii obywatelskiej. Z jednej strony statystyki mówią same za siebie: 83 proc. mieszkańców USA należy do jakiejś wspólnoty wyznaniowej, 59 proc. badanych przyznaje, że modli się co najmniej jeden raz w tygodniu, 40 proc. uczestniczy co tydzień (czasami częściej) w nabożeństwie, ponad 30 proc. kilka razy w tygodniu czyta Biblię, a blisko 40 proc. jest zaangażowanych w działalność (zarówno stricte religijną, jak i charytatywną, społeczną) swoich wspólnot wyznaniowych (badania z 2007 roku przeprowadzone przez Roberta Putnama z Uniwersytetu Harvarda i Davida Campbella z katolickiego Uniwersytetu Notre Dame).
Jednocześnie trudno nie zauważyć, że religijność amerykańską, w wielu wyznaniach, charakteryzuje głęboki infantylizm i lekkie traktowanie prawd wiary (tzw. christianity w wersji light). Przypomina się opinia znakomitego amerykańskiego socjologa Petera Bergera, który powiedział, że tak jak Indie są najbardziej religijnym krajem na świecie, a Szwecja najmniej, to USA są „narodem Hindusów, postępujących według zasad Szwedów”.
Po trzecie wreszcie trzeba pamiętać o tzw. religii obywatelskiej (civil religion), która cementuje wszystkich Amerykanów, niezależnie od wyznania. To ona pozwala i nakazuje każdemu prezydentowi Stanów Zjednoczonych, niezależnie od osobistej wiary, ściągać niejako „z urzędu” na swój kraj błogosławieństwo wołaniem: „God bless America!”. Czasem to razi, gdy z imieniem Boga na ustach jeden prezydent popiera nawet najbardziej liberalne prawo aborcyjne, a inny równie gorliwie wzywa do niczym nieusprawiedliwionej wojny. Ale to też część owej cywilnej religii, w której Bóg jest patronem wszystkich przedsięwzięć Amerykanów. Salmon Chase, sekretarz skarbu w administracji Abrahama Lincolna i autor motta „In God we trust”, powiedział: „Naród nie może być silny inną siłą niż tą pochodzącą od Boga, ani bezpieczny bez Jego obrony”. W czasach, gdy w Europie na naszych oczach upadają inne wierzenia, jak dogmat o zbawczej roli euro i unijnej biurokracji, może warto, mimo wszystko, pozazdrościć Amerykanom chociaż tej jednej tradycji.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.