Jak mówić, żeby nas słuchały dzieci, zwierzchnicy, współmieszkańcy i w ogóle wszyscy wokół. I jak słuchać?
Problem nienowy, wnioski nieodkrywcze. Gdyby tak przyjrzeć się naszemu szemraniu na tematy wszelakie, obawiam się, że wiele tych powracających raz po raz wątków da się skwitować takim właśnie wzruszeniem ramion. Bo to już naprawdę przesada: ani problem nowy, ani wnioski odkrywcze. Pewne tematy: rodzinne, kościelne, polskie – ludzkie po prostu – wracają w naszej osobistej narracji raz po raz, tak jakbyśmy z zasady nie dawali posłuchu własnym dobrym radom i chęciom. Nie narzeka się dla narzekania przecież – a te zgłaszane miesiąc w miesiąc postulaty są jak najbardziej słuszne, chwalebne, na czasie.
I co? I nico – jak to się onegdaj, w dzieciństwie mówiło. Nie chciałabym tutaj wyartykułowywać przykładowych uwag mruczanych nad dziećmi, politykami czy sąsiadem (każdy swoje zna na pewno na wylot). Zastanawia mnie ta uparta siła, która pcha nas ciągle w to samo miejsce – bo to, że nasze słowa nie skutkują, dostrzeżemy z łatwością sami. Naprawdę nie wiem, czy tę energię da się jakoś przekierować – choćby tak adwentowo, na chwilę, ciut, ciut w inną stronę… Próba zamilknięcia, bezradność wobec postawy bliźniego – to nie są jakieś łatwe sprawy, bezbolesne, do załatwienia od ręki. Od „przecież ci mówiłam” do „nie rozumiem, dlaczego oni” – ile się w tym kryje frustracji, gniewu, ale i naszej codziennej życzliwości, tego, że nam zależy na kimś, a komuś na nas.
Czasem, kiedy sięgamy po przemyślenia jakiejś świętej, dajmy na to sprzed półtysiąclecia, albo choćby proroka sprzed półwiecza – trzeba złapać się za głowę. Bo ich wskazówki pasują jak ulał do naszej sytuacji – a tu ciągle nic, jakby nic się nie zmieniało! Jakby te święte słowa, święte życia odbijały się od ściany naszych wyborów i sumień.
Problem może w tym niekiedy, że ten kij ma dwa końce, ten medal ma dwie strony. Jak mówić, żeby nas słuchały dzieci, zwierzchnicy, współmieszkańcy i w ogóle wszyscy wokół – i jak słuchać, żeby nasze sprawy wychodziły na prostą, zaszłości się nie pogłębiały i było nam wspólnie lepiej, lżej, weselej… Więcej drugiego niż pierwszego? Jak ty komu, tak on tobie? Łatwiej powiedzieć niż zrobić.
Czy w tym naszym mówieniu–słuchaniu najważniejsza jest jednak skuteczność? Czy nie jest to aby jakieś przekłamanie, z którego chętnie korzystamy – nie zwracając uwagi, że te wypowiedziane–wysłuchane słowa tak naprawdę niczego nie zmieniają poza wygodnym poczuciem bycia lepszym niż inni? Trzeba być życzliwszym? Rozeznać, kiedy mówić, kiedy milczeć? Umieć porzucić swoje ulubione tematy? Podjąć te nieoczywiste?...
*
Problem nienowy, wnioski nieodkrywcze. A nie mówiłam?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.