Kilka lat temu badanie prenatalne, bezpłatne, skierowanie z racji wieku. Prywatna klinika. Ślicznie, miło, wszyscy bardzo uprzejmi.
Na USG: „dzieciątko”, „zobaczmy rączki”, „są wszystkie paluszki”, „proszę się nie denerwować”, „posłuchajmy, jak bije serduszko”… Druga wizyta, za tydzień, kolejny gabinet. Najpierw dłuuga karta wywiadu do wypełnienia: czy ktoś w rodzinie chorował, kiedy, na co, wady genetyczne, nałogi. Lekarka wyglądająca na zmęczoną. Czyta odpowiedzi, uważnie ogląda wyniki, dopytuje. „Widzę, że państwo tu zaznaczyli, że w razie podejrzenia wad rozwojowych rozwiązanie ciąży nie wchodzi w grę. Nie ma potrzeby dalszych badań”. Znów kompetentnie, miło, darzą nas szacunkiem, czujemy się zaopiekowani. Tyle że ani razu nie pada słowo „dziecko”.
A przecież to tylko kilka dni różnicy. Ta sama sytuacja, ten sam lekarski „przypadek”, ta sama troska o zdrowie, te same wyniki badań. Za każdym razem ludzie bardzo uprzejmi, fachowcy. Tylko zupełnie inna narracja. Postawiliśmy krzyżyk w odpowiedniej rubryczce, nikt nas do niczego nie namawiał. Tylko na wszelki wypadek nie mówmy „paluszki” ani „dzieciątko”. Bo po co.
W tamtej poczekalni, tuż przed świętami, cicho puszczone przez radio przy recepcji przeboje, wszystkie te łatwo wpadające w ucho radosne Mery Christmas, kolędy. Siedzieliśmy nieco z tyłu, nad nami mały telewizor z wyciszonym dźwiękiem, nastawiony na muzyczną stację z muzyką współczesną. Rozebrane, lśniące, piękne, naprawdę piękne ciała młodych kobiet i mężczyzn, podrygujące w jakimś groteskowym, skocznym tańcu - jakby do tej bożonarodzeniowej muzyki w tle. „Jakby” – bo przecież tancerze słyszą zupełnie inną melodię.…
Świat zdaje się mówić do nas zupełnie pomieszanym językiem. Tak jakby docierały do nas dwa równoległe przekazy. Zupełnie nie rozumiemy.
A może właśnie rozumiemy. Bo przecież to samo nosimy w sobie, w sercu: tę sprzeczność, to, co nie może iść ze sobą razem, a jednak idzie. Miłość i nienawiść. Chęć bycia autentycznym, prawdziwym i nieprawda, nieprzyjmowanie konsekwencji do wiadomości. Dobro i zło.
Nasz język coś o nas mówi. Nie jest bez znaczenia, jakich słów użyjemy. Nie chodzi bynajmniej o marketing czy PR. O to raczej, jak nasz język nas odsłania. Nawet jeśli wolimy tego nie zobaczyć. Nawet jeśli chcemy bezproblemowo, miło, radośnie. Jeśli wybieramy wyciszony dźwięk.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.