„Wolny świat” szanuje człowieka? Bez przesady. Co najwyżej swoich obywateli. I to nie wszystkich.
„Bombardowania niczemu nie służą. Grupy dżihadystów są niewielkie, dobrze zorganizowane i szybko się przemieszczają. Potrzebne jest działanie wojsk lądowych, w tym z innych krajów, ponieważ władze irackie są zbyt słabe by pokonać ISIS” – stwierdził chaldejski patriarcha Louis Raphael Sako w wywiadzie dla włoskiej stacji telewizyjnej TV2000”. A ja tę wypowiedź usłyszałem dzięki Radiu Watykańskiemu. Dziwna, prawda? Nie dlatego, że patriarcha wzywa do wojny. W moim odczuciu byłaby to wojna jak najbardziej wyczerpująca znamiona tzw. „wojny sprawiedliwej”. Ale przede wszystkim dlatego, że on, duchowny widzi to, czego zdają się nie widzieć zaangażowane w konflikt mocarstwa.
Ile trwają już te bombardowania ISIS? Zarówno w Iraku jak i Syrii? Ponad rok. I nie widać, by coś zasadniczo zmieniły. Dżihadyści dalej są w ofensywie. I nadal na opanowanych przez nich terenach mordowani są zarówno chrześcijanie jak i, szerzej, ci wszyscy, którzy nie są wyznawcami sunnickiej wersji islamu. Co na to, prócz bombardowań, mocarstwa? Mówią o potrzebie zmontowania koalicji przeciw ISIS. Mówią. Bo póki co Turcy bombardują walczących przeciw Państwu Islamskiemu Kurdów, a Amerykanie doprowadzili do wycofania z linii frontu w Iraku bojowników szyickich. Powód istotny, prawda. Mścili się na sunnitach. Ale tym samym jedyne siły chętne do walki na lądzie z Państwem Islamskim nie mogą tego robić. A ci, którzy mają to nieszczęście, że dostali się w tryby Państwa Islamskiego, dalej w nich tkwią.
Teraz na arenie zjawił się nowy gracz – Rosja. A wraz z nim nadzieja, że siły wierne syryjskiemu rządowi zdołają odbić utracone tereny. I w konsekwencji zapewnić bezpieczeństwo części prześladowanych. To znaczy tych przebywających na terenie Syrii, bo nie sądzę by ofensywa syryjskich wojsk rozciągnęła się na sąsiedni Irak. Co robi antyislamistyczna koalicja? Podnosi lament. Że Rosjanie bombardują głównie nie bojowników ISIS, a innych, „prozachodnich” przeciwników prezydenta Asada (co brzmi dziwacznie zważywszy, że część z nich to siły Al Kaidy). I ogłasza ustami prominentnych polityków, że to tylko skomplikuje sytuację. No pewnie. Komplikuje. Bo nie pozwoli „prozachodnim rebeliantom” (którzy, jak uczy doświadczenie z innych krajów, mają Zachód w miejscu, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę) przejść do ofensywy, gdy armia syryjska zajęta będzie walką z ISIS.
Szczerze? Obrzydliwe. Gołym okiem widać, że państwom najbardziej niby zaangażowanym w wojnę z Państwem Islamskim wcale nie chodzi o życie zabijanych na terytorium Państwa Islamskiego ludzi. I Ameryce i Turcji i Arabii Saudyjskiej chodzi o to, by rękami dżihadystów obalić znienawidzonego z jakichś powodów prezydenta Asada. A życie zwykłych ludzi, ofiar takich zimnych kalkulacji? Spokojnie, pytam retorycznie. Znam odpowiedź.
Nie jestem rusofilem. Nie mam złudzeń że i Putin prowadzi w Syrii tylko jakąś rozgrywkę. Ale radziłbym wszystkim wypowiadającym się o tamtej wojnie trzy razy ugryźć się w palce (bo wypowiadają się najczęściej na piśmie) zanim znów powtórzą bezmyślnie tezy powielające propagandowe przekazy Amerykanów i ich w tej wolnie sojuszników.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.