Reklama

Czadowe dni

”Podróżować? Aby podróżować, wystarczy istnieć. Jadę od dnia do dnia jak od stacji do stacji w pociągu mojego ciała lub mojego przeznaczenia, przyglądając się ulicom i placom, gestom i twarzom, zawsze takim samym i zawsze różny, czyli takim, jakie w istocie są pejzaże.

Reklama

Dojeżdżamy do misji, gdzie czeka na nas pyszny obiad. Wita nas diakon i kuzynka br. Réné. Przyjechaliśmy w momencie, kiedy wszyscy wyjechali na urlop.

Czadowe dni   Nasze pierwsze czynności to: kupienie kart do telefonów, wymiana pieniędzy (do tej części Afryki tylko z euro; trzeba też pamiętać, że w kantorach wymieniają banknoty od 50 – tki). Pierwszy raz jem mango – smakuje jak wilgotna marchewka. Teraz nawet i uwielbiający je Dominik wyczuwa ten smak. Nie ma jak refleksja nowicjusza.

Po obiedzie dochodzą do mnie odgłosy bębnów i śpiewu. Początkowo przyglądam się temu tylko zza ogrodzenia. Dominik, widząc moje zmagania, mówi: Idziemy! I tak poznajemy dzieci, które przychodzą na zajęcia organizowane przez misję. Nieśmiało, ale zbliżamy się do nich. Poznajemy się wzrokiem, uśmiechamy się do siebie, machamy. Dzieci zaczynają prezentować coraz odważniej swoje ruchy. Moja noga „sama” zaczyna poruszać się zgodnie z rytmem. Zaczynają mnie naśladować.  Bardzo chciałam zatańczyć razem z nimi. Musiałam jednak przyjąć ich reakcję, najprawdopodobniejszy był śmiech. Tak też się stało. Mój pierwszy ruch ramion przywitały głośne wybuchy śmiechu. Kolejny – klaskanie do rytmu i powtarzanie frazy. Pokazano mi w ten sposób, że przyjmują to co robię i zachęcają do kolejnych ruchów. Po chwili tańczyłam już z jedną z dziewczynek, potem z kolejną, podczas gdy inne dzieci stały dookoła nas i klaskały. Wykonywaliśmy przeróżne wariacje, ja szłam tańcząc, one za mną. Przeszliśmy takim tanecznym krokiem plac misji. Od tej chwili ja byłam ich, a one moje.

Poznaliśmy również panie modlące się w grupie. Jedna z nich zauważyła moje próby tańca i nauczyła mnie i Ullę kolejnego kroku. Przyjęły nas przyjaźnie.

Wieczorem rozmawialiśmy ze starszymi dziewczętami, które uczą dzieci pisać, czytać oraz przeróżnych czynności manualnych. Dominik opowiadał im o Nowaku. Okazało się to być strzałem w dziesiątkę, gdyż po obejrzeniu nowakowych zdjęć, powiedziały nam, jakie plemiona jeszcze są i gdzie. Uczyły też nas swojego języka NGAMBAYE, który jest tu bardzo popularny. Nauczyliśmy się m.in.: cześć, dziękuję, przepraszam, liczby 1-10, ile to kosztuje, drogo. I tak po krótkim kursie możemy już pójść na targ…

O 21 przyjechał Andrzej. Jesteśmy już razem.

Dzień drugi

(Dominik)

Br. Rene zaproponował, żebyśmy spali na zewnątrz, bo będzie przewiewniej. Normalnie byśmy spali w środku z włączonym wiatrakiem, ale od dwóch tygodni nie ma prądu w N’Djamenie, a na noc lokalny mały generator jest wyłączany.

Zapobiegliwie rozłożyliśmy swoje namioty-moskitiery pod okrągłą wiatą, krytą plecionką ze słomy. Przeczuliśmy, że może zacząć padać, bo błyskało już jak wracaliśmy wieczorem z lotniska (odbieraliśmy Andrzeja). I się nie pomyliliśmy – rozpadało się na dobre. Na szczęście podwórko na misji ukształtowane jest tak, że nas nie podmyło. A przy okazji deszcz przyniósł nieco chłodniejsze powietrze i spało nam się wyśmienicie. Nawet dzwony na mszę o 5 rano nie przeszkodziły nam się dobrze wyspać.

Cały czas dbamy o profilaktykę antymalaryczną. Kasia i Andrzej biorą Malarone, Ulla i ja bierzemy Lariam. Zobaczymy, kto się dłużej utrzyma! Oczywiście super mocno stężone repelenty są także w użyciu. Wszyscy rozglądamy się za komarami. Mamy co prawda świetne moskitiery w kształcie namiotów, ale Ulla „przytuliła” się w nocy do ścianki i pięć ukłuć przyjęła na ramię. Z drugiej strony każdy z nas liczy się z tym, że jest bardzo duże prawdopodobieństwo zachorowania niezależnie od tego jak bardzo będziemy stosować się do zasad  bezpieczeństwa.

Końcówkę tej relacji dokańczam ja – Kasia. Dominik próbuje załadować zdjęcia, a mamy niewiele czasu.

Nasz dzisiejszy dzień: Po śniadaniu od razu pojechaliśmy do urzędu turystycznego, który miał potwierdzić prawo do naszego pobytu. Trwało to dosyć długo, gdyż musieliśmy wypełnić dokumenty po francusku, a później czekać na pieczątki, po które jeden wyjechał poza ośrodek.  Jeszcze tylko wymiana pieniędzy i wracaliśmy do domu. Tylko te dwie sprawy zajęły nam 5 godzin. W między czasie poznawaliśmy różnych znajomych ojca. Dotyki, śmiechy, przytulenia. Tutaj to mężczyźni trzymają się za rękę. Nie widzimy żadnych par damsko – męskich. Po załatwieniu najważniejszej sprawy jedziemy do centrum misji katolickich, gdzie od razu rezerwujemy sobie miejsca na powtórne przybycie tutaj, tym razem rowerami. Odwiedzamy również dom sędziego, poznajemy jego żonę, dzieci, kuzynów. Zostaje przedstawiona nam wizja przepraw przez wodę na południu Czadu. Nic nie szkodzi, odpowiada Dominik, szukamy również przygody.

Obiad. Dwa dania: smażona ryba z rzeki Szari oraz potrawa czadowa: kurczak z masą z prosa. Dostaliśmy również pyszny napój: połączone proso i mleko. Już na zewnątrz czekały na mnie i Ulle dziewczynka, które wymalowała nam henną dłonie i nogi. Jedno z najprzyjemniejszych doświadczeń – bycie dotykaną w tak miły i delikatny sposób. Wszystko trwało ok. 2 godzin, ale mamy cudowne wzory na ciele. Ulla dowiaduje się, że w języku dziewczynek „ula” znaczy – „powiedz jej”.

Wieczorem rozpoczęło się pakowanie sakw. Jutro wyjeżdżamy autobusem do Gore. Cały dzień jazdy przed nami. Wieczorem poznajemy stolicę w nocy. Teraz piszę zakończenie tego dnia w kafejce internetowej i zaraz wysyłamy. Przed nami kolacja „na mieście”, ułożenie pod moskitierami i sen. A jutro podróż autobusem.

.Którędy przez Czad

Pierwszych kilka dni naszego pobytu w Czadzie musimy poświęcić na dotarcie do Gore, gdzie mamy odebrać pałeczkę, a następnie do Sahr, pierwszego miasta na czadyjskiej drodze Nowaka. Odległości są spore – do Gore 540 km, do Sahr jeszcze ze 300 km. W Sahr wsiadamy wreszcie na rowery i robimy kilkudniową pętelkę w kierunku jeziorka Iro-It, a następnie kierujemy się w stronę N’Djameny – w 80 % przejechaną już drogą autobusem. Na sam koniec, postaramy się dotrzeć do Mao na północy kraju, a może nawet do Rig-Rig pod samą granicę z Nigrem.

.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
4°C Niedziela
dzień
5°C Niedziela
wieczór
4°C Poniedziałek
noc
2°C Poniedziałek
rano
wiecej »

Reklama